Waldemar Marszałek nie rozstał z się z wodą. Mieszka w Warszawie, jednak dużo czasu spędza nad Narwią, ma tam letni domek. Uwielbia wędkowanie, które stało się jego nową pasją. - Ja leżałem nosem nad wodą. Takie łódki płaskie były. Zasada jedyna i podstawowa, czym łódka się z wodą mniej styka tym szybciej płynie. To jest ciągłe balansowanie na granicy. Jak się bardzo ją podniesie nad wodę, to leci do nieba. Parę razy też poleciałem do góry, ale to było nie do uniknięcia – opowiada pan Waldemar. Wypadki były groźne. Przebite żebrami płuco, przecięte ścięgno w nodze, zmiażdżone biodro, ułamana kość udowa, poważne urazy czaszki i kręgosłupa. W 1982-gim roku w Berlinie Marszałek przeżył śmierć kliniczną. Wtedy był już trzykrotnym mistrzem świata. Wypadek wydarzył się gdy prowadził w zawodach, miał szansę na kolejne zwycięstwo. - Po powrocie postawiła warunek, że musi rzucić ten sport. To wtedy zdałam sobie sprawę jak ogromna jest cena za uprawianie tego sportu. Mąż z początku mi przytakiwał, że mam rację, ale potem pojechał na wyścigi, wygrał, wrócił z tych zawodów i wszystko toczyło się dalej, tak jakby nic się wcześniej złego nie wydarzyło – wspomina Krystyna Marszałek, żona Waldemara Marszałka. Jednak zwycięstwa w sporcie motorowodnym to nie tylko wyścigi, ale przede wszystkim nieustanna walka z usterkami i uszkodzeniami łodzi i silników, które Waldemar Marszalek wciąż przerabiał i udoskonalał. Miał ogromny talent i determinację. W czasach PRL-u nie miał jednak tak łatwego dostępu do części jak zagraniczni zawodnicy, wszystko musiał załatwiać sam. - Najchętniej kupowałem silnik niezłożony. Zaczynałem od korpusu silnika, potem szedłem dalej. Nieraz to trwało nawet tydzień, aż w końcu sobie ten silnik sam zrobiłem. Taki byłem napalony na ten sport, że uważałem, że to jest najważniejsza rzecz na świecie – wspomina Waldemar Marszałek. Bartłomiej Marszałek, który poszedł w ślady ojca staruje w Motorowodnych Mistrzostwach Świata Formuły Jeden. Teraz ma sponsora, ale żeby kupić pierwszą łódź sprzedał mieszkanie. Jak ojciec do wszystkiego doszedł sam. Rodzice z trudem zgodzili się na to, by Bartek zaczął starować, ponieważ jego starszy brat Bernard podczas zawodów poważnie uszkodził kręgosłup. O Bernardzie Waldemar Marszałek mówi, że był zdolniejszy od niego. Po kilku miesiącach treningów został Mistrzem Świata i Europy. Będąc nastolatkiem pomagał ojcu przy zawodach. Zmarł przedwcześnie w 2007 roku. - Stało się tak jak się stało. Jakby nie umarł, to by się na zawodach zabił. Nie miał żądnego szacunku do strachu i szybkości. Tacy ludzie nie żyją długo. A Bartek jest zdecydowanie rozsądniejszy – mówi pan Waldemar. Ojciec z nadzieją patrzy na postępy syna w najwyższej lidze świata - motorowodnej Formule I. Jest jego mentorem, najlepszym doradcą, trenerem, wsparciem technicznym. - Jakiś upór, który mam w sobie, to wszystko mam od ojca. W tych najbardziej strategicznych decyzjach sugeruję się opiniami ojca. To wszystko on już przeżył. I chyba jesteśmy dowodem na to, że jak się chce, to można wszystko w zyciu zrobić – mówi Bartłomiej Marszalek, syn Waldemara Marszałka.