Od 13 lat Lucyna Malec gra postać dyrektorki szkoły w serialu „Na wspólnej”. Rola Danuty Zimińskiej przyniosła aktorce dużą popularność.
- Bycie Danusią to jest bardzo przyjemne, cudowne zajęcie. To, co ja mam do grania, to co, dostaje zawsze jest super. Mogę pokazać i dramatyczną stronę i komediową. Jak mój mąż serialowy mnie zdradzał to ludzie mi na ulicy mówili, że mnie zdradza. Czyli jako Danusia nie wiedziałam, ale już jako Lucyna Malec tak – śmieje się aktorka.
- Lucyna w sekundę wskakuje w postać, w emocje. Nie wszyscy to potrafią, pracuje nam się szybko, sprawnie. Mamy takie potwierdzenia, widzów, którzy oglądają serial, że nasz wątek budzi dużo sympatii – mówi aktor Grzegorz Gzyl.
KOC
Lucyna Malec pochodzi z Bielska-Białej. W Warszawie mieszka od czasu studiów w szkole teatralnej. Bezpośrednio po dyplomie w 1989 roku aktorka trafiła do warszawskiego Teatru Kwadrat i od ponad 30 lat pozostaje w tym aktorskim zespole.
- Od zawsze chciałam zostać aktorką. Marzenia się spełniają. Od dziecka miałam nawet pseudonim artystyczny „Lucy Lace”, mam przećwiczony podpis – mówi Malec.
W latach 90-tych aktorka łączyła pracę w teatrze z udziałem w telewizyjnym programie satyrycznym KOC oraz tworzyła zespół T-raperzy znad Wisły.
- Jest fantastyczna pod każdym względem. Nie dość, że powala urodą, to jeszcze jest kapitalną aktorką. Ona się kapitalnie przeistacza. W jednej chwili może być Marlin Monroe i to lepszą od oryginału, a w drugiej jest wredną staruszką – chwali Grzegorz Wasowski, satyryk, aktor, dziennikarz muzyczny.
- Nie znam osoby, która by jej nie ceniła i która by się z jej zdaniem nie liczyła. Są trzy elementy składowe. Po pierwsze chodzi o uczciwe podejście do życia, do znajomych, do ludzi. Jest szczera. Po drugie prezentuje niezwykły poziom zawodowy. Trzecia sprawa: jest bohaterką życia codziennego. Jej sytuacja rodzinna jest na tyle dramatyczna, że wszyscy patrzą na nią, jak na anioła – mówi Andrzej Nejman, aktor, dyrektor Teatru Kwadrat.
Córka
Lucyna Malec jest samotną matką. Od 20 lat wychowuje niepełnosprawną córkę. Zosia cierpi z powodu dziecięcego porażenia mózgowego.
- Urodziło się jej niepełnosprawne dzieciątko i pamiętam Lucynę z tamtego czasu. To był jeden wielki płacz. Płakała właściwie bez przerwy – wspomina aktorka Stanisława Celińska i dodaje: Po latach zobaczyłam Lucynę, która pozbierała się, jest piękniejsza niż kiedyś, bo jest jeszcze bardziej zdyscyplinowana. Jest niebywała. Ta kobieta od świtu do nocy jest na nogach. Ma ogromną odpowiedzialność. To bohaterka. Bohaterka, która nie narzeka, nie jęczy, wręcz przeciwnie. Jest zawsze pięknie ubrana, umalowana.
Aktorka przyznaje, że wychowywanie niepełnosprawnej córki jest bardzo trudne.
- I pewnie będzie trudne. Jak jest dziecko malutkie to człowiek ma takie poczucie, że będziemy ćwiczyć. Pojedziemy tu i tam. Tysiące rzeczy zrobimy i będzie dobrze. Mijają lata, robimy te tysiące rzeczy, a jest jak jest. Zosia nie wyzdrowiała.
- Lucynka jest osobą, która nigdy mnie nie zawiodła. Zawsze biorę pod uwagę jej zdanie, ponieważ wiem, że jest szczere, życzliwe, mądre i bardzo dla mnie ważne. Przyjmujemy swoje uwagi pomimo, że są one czasami bardzo bolesne. Chciałabym coś do niej powiedzieć: Lucynka dziękuję ci za twoją przyjaźń – mówi aktorka Ewa Wencel.
- Tu się przychodzi i na chwile się odłącza od tego, co jest w życiu ciężkie do przejścia. To antidotum, żeby przetrwać – mówi aktor Paweł Wawrzecki.
Ćwiczenia
- Nie można żałować, trzeba żyć pełnią życia, naprawdę nie wiemy, co jest za rogiem.
Aktorka od lat chodzi na Wedo, to autorki zestaw ćwiczeń nawiązujący do Tai Chi.
- Ćwiczy z nami od dziewięciu lat. To jest bardzo specyficzny człowiek, o olbrzymiej wewnętrznej miękkości. Myślę, że jest wspaniałą gwiazdą. Znam ją prywatnie, to jest człowiek, który jest bardzo wrażliwy, ma mnóstwo pokory. Życzyłbym, żeby wszyscy aktorzy mieli tyle ciepła – mówi Paweł Cynk–Borucki, fizjoterapeuta, specjalista medycyny naturalnej.