Karolina Ferenstein-Kraśko i Piotr Kraśko są małżeństwem od dziesięciu lat i stanowią jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich par. Karolina jest utytułowaną mistrzynią jeździectwa, a tradycje związane z końmi sięgają w jej rodzinie kilku pokoleń. Piotr jest jednym z najpopularniejszych dziennikarzy. Jego rodzice przez wiele lat pracowali w telewizji polskiej. Karolina i Piotr mają córkę i dwóch synów, którzy już zdobywają jeździeckie umiejętności.
- Pamiętam, że nie chciałam trenować Piotra. Zawracał mi głowę. Ale strasznie w facetach kręci mnie inteligencja. Rozmowy z Piotrem to była dla mnie wielka wartość i frajda. Później zaczęła się rodzić między nami miłość. To było niesamowite – przyznaje Karolina Ferenstein-Kraśko.
„Musi mieć jaja”
Pierwsze spotkanie z Karoliną wspomina dziennikarka Kinga Rusin.
- Miała chyba 18-19 lat, kiedy pierwszy raz trafiłam do Gałkowa. Na małej mazurskiej wsi, z małej, białej stajni wyszła najbardziej spektakularna dziewczyna, jaką wtedy widziałam w Polsce. Była fantastycznie ubrana, miała rozwiane bląd włosy, wyprowadziła gigantycznego konia. Wsiadła na niego i skoczyła przez najwyższą przeszkodę, jaką widziałam. Pomyślałam sobie, że facet, który z nią będzie w przyszłości musi mieć jaja. Myślę, że Piotrek sprostał wyzwaniu. I nie było łatwo – opowiada.
Dziennikarstwo
Piotr Kraśko od dwóch lat związany jest z telewizją TVN. Jest gospodarzem Faktów o Świecie w TVN Biznes i Świat oraz współprowadzącym poranki w Dzień Dobry TVN. Wcześniej przez wiele lat pracował w telewizji publicznej, był szefem głównego programu informacyjnego, a także korespondentem w Brukseli, Rzymie i Waszyngtonie.
Dwa wydarzenia ze świata mocno utkwiły mu pamięci.
- Chronologicznie najpierw to był huragan Katrina. Widok Nowego Orleanu, miast zmytych całkowicie z powierzchni ziemi był wstrząsający i nierealny. Trochę to wyglądało, jak świat z filmu „Mad Max” po zagładzie atomowej – mówi Piotr.
Drugim wydarzeniem był Smoleńsk. Dziennikarz był wówczas kilkaset metrów od lotniska.
- Obrazy, które wtedy widziałem wciąż mam w głowie. Był taki moment, kiedy wjechały wielkie ubłocone ciężarówki, które miały bezładnie załadowane trumny. Pamiętam, kiedy ktoś podał mi listę osób, które znajdowały się na pokładzie samolotu. Pierwszy raz relacjonowałem tragedię, w której zginęli ludzie, których znaliśmy. To nie była opowieść o innym kraju, innym narodzie, który przeżywa dramat, tylko nasza opowieść – mówi Kraśko.
Wybór dziennikarstwa, jako drogi zawodowej był przypadkiem. Piotr w młodości marzył o reżyserii teatralnej.
- Ale kiedy miałem 18 lat to były tylko studia podyplomowe. Pomyślałem, że jak pójdę na wiedzę o teatrze, to może pozwolą mi się wcześniej przenieść na reżyserię. Ale na pierwszym roku studiów wszystko się w Polsce zmieniało. To był rok 1989, albo 1990. Dwaj trochę starsi koledzy ze studiów dostali propozycję robienia programu w TVP Warszawa. Przyszli do mnie i powiedzieli: „chodź Piotrek, zrobimy to we trzech”. Zapomniałem o reżyserii i zacząłem pracować w telewizji – wspomina Kraśko.
Kinga Rusin zwraca uwagę, że Piotr rzeczy za które się zabiera „chce to doprowadzić do ekstremalnego zakończenia”.
- Kiedyś zastanowiła mnie u niego obecność dziwnych książek na półce. Obok literatury pięknej i książek o polityce była cała półka książek typu, jak zostać instruktorem jazdy konnej w weekend, jak zostać instruktorem żeglarstwa w weekend, jak zostać instruktorem tenisa w weekend. Piotrek nie może zatrzymać się na poziomie zwykłego uprawiacza tylko chce być instruktorem – mówi Rusin.
Sport
Poza pracą Piotr Kraśko jest sportowcem. Jeździ konno, biega w maratonach, a ostatnio powrócił do pierwszej sportowej pasji, jaką jest żeglarstwo. Został członkiem jacht klubu w Sopocie, w którym w tym roku przygotowuje się do największych żeglarskich regat Sydney-Hobart.
- Samotne żeglarstwo mnie nie ciągnie, ale praca gigantycznej dwudziestoosobowej załogi na dużym regatowym jachcie. Są chwile gigantycznych emocji, sporo krzyku i przekleństw. Są też chwile absolutnie sterylnej ciszy, a cisza dużej grupy ludzi brzmi zupełnie inaczej. Kiedy 20 osób, w emocjach czeka na to, co się wydarzy. To są wspaniałe chwile – mówi Kraśko.
Karolina ze względu na dzieci ma przerwę w karierze sportowej, ale nie siedzi w domu. Zarządza rodzinną stadniną i prowadzi firmę organizującą różnego rodzaju imprezy. Jest również dyrektorem kreatywnym zawodów jeździeckich organizowanych na Hipodromie w Sopocie. W tym roku odbędą się tam prestiżowe zawody CSIO w randze pięciu gwiazdek gromadzące najlepszych jeźdźców na świecie. Przy pracy spotkała się z przyjaciółką z młodości, również mistrzynią jeździectwa.
- Karolina to był zawsze największy fighter. Była zajadła i do końca nie odpuszczała. Wtedy nie miałyśmy klasowych koni. Jeździło się na tym, co się miało. Dzieci z zagranicy przyjeżdżały na koniach wartych kilka milionów euro. A my na tych wyhodowanych w różnych warunkach w polskich stadninach. Byłyśmy całkowicie zaangażowane. Malina z każdego z tych koni potrafiła wycisnąć 100 procent, a nawet 150 procent. Ten koń dopiero pod nią wierzył, że potrafi zrobić takie rzeczy. To wymaga olbrzymiej determinacji – opowiada Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz prezes Hipodromu Sopot.
Agent
Sprawdzianem dla rodziny był udział Karoliny w programie Agent Gwiazdy.
- Pomyślałam, że to będzie taka miła, podróżnicza przygoda. Jestem bardzo wysportowana. W moim życiu sportowca wielokrotnie przekraczałam bariery. A tu się okazało, że zadania ekstremalne, które były w programie Agent Gwiazdy to był ten moment, kiedy łapałam równowagę. Najtrudniejsza była rozgrywka emocjonalna i wielopłaszczyznowa gra psychologiczna, która naprawdę była ostra jazdą – mówi Karolina Ferenstein-Kraśko.
W trakcie nagrywania programu para miała utrudniony kontakt.
- Nie dzwoniła, pierwszego, drugiego, piątego dnia. Myślałem, że ona w ogóle nie będzie mogła zadzwonić. A to nam się nigdy w życiu wcześniej nie zdarzyło, że nie rozmawialiśmy. To było bardzo trudne doświadczenie, sam byłem zaskoczony, jak bardzo – przyznaje Piotr.