Większość weekendów Janusz Leon Wiśniewski spędza ostatnio w Europie Wschodniej. Na targach książki we Lwowie polski autor był oblegany przez liczne fanki. - Jeśli dorosły mężczyzna pisze o kobiecie, to już jest ciekawe. To po pierwsze, a po drugie on pisze jakby był w ciele kobiety i czuł to, co ona. Wszystkie przeżycia, ból, który kobieta przeżywa. To bardzo cenne dla kobiety. A poza tym, jest uczonym. A to ciekawe, jak uczony pisze o miłości. Janusz Leon Wiśniewski jest pierwszym Polakiem, który podbił Ukrainę i myślę, że ma tu bardzo wielu fanów – mówi fanka twórczości Wiśniewskiego. Chociaż książki Wiśniewskiego wydawane są w wielu krajach, nigdy nie były tłumaczone na niemiecki. Dlatego do niedawna koledzy Janusza Wiśniewskiego z pracy nic nie wiedzieli o jego sukcesach jako autora książek. - Byłem bardzo zdziwiony, dowiedziałem się o tym od kolegi. Potem sprawdziłem w Internecie. Tam widać, że jest znany również w tej dziedzinie. To było zdumiewające. W pracy wiedzą o tym, ale Janusz nie robi z tego powodu zamieszania – mówi Hinnerk Rey, kolega Janusza L. Wiśniewskiego z pracy. Obecnie autor pracuje nad książką o słynnym hotelu Grand w Sopocie. - Generalnie nie otaczam się żadnym luksusem. Ja zarabiam sporo pieniędzy, to fakt. Zarabiam i jako naukowiec i jako autor książek. Ale nie mam nawet kiedy wydawać tych wszystkich pieniędzy. Dlatego pomagają mi w tym córki. Uważam, że to niezwykły luksus zaoferować dzieciom najlepsze wykształcenie – mówi pisarz. Janusz Leon Wiśniewski przeniósł się z Torunia do Frankfurtu nad Menem wraz z żoną i roczną córką pod koniec lat osiemdziesiątych. Tu urodziła się jego druga córka. Po rozstaniu z żoną, dzieci zamieszkały z matką w Niemczech i tu ukończyły szkoły. - To, kim jestem nie zależy od współrzędnych geograficznych. Tylko w mojej firmie pracują ludzie z 14 różnych krajów. Tutaj człowiek staje się bardziej tolerancyjny. Plan powrotu do Polski mam od dawna. Taki sposób prowadzenia życia jaki prowadzę, czyli i praca naukowca i pisanie książek z takim natężeniem z jakim ja to robię powoli zaczyna mi się nie mieścić w czasie na to – kończy Janusz L. Wiśniewski.