Z Józefem Wancerem spotkaliśmy się m.in. na terenie muzeum Auschwitz-Birkenau.
- To miejsce dotyka mojej tożsamości. Jestem pochodzenia żydowskiego. Urodziłem się w Gułagu w Związku Radzieckim w czasie wojny. Rodzice mieszkali w Warszawie, zaraz po rozpoczęciu wojny uciekli na Wschód. natomiast jesteśmy w miejscu, gdzie zginęła duża część mojej rodziny – opowiada. I dodaje: - Nie mogłem zrozumieć dokładnie, jak to było możliwe, że żeby zorganizować taki przemysł, fabrykę śmierci. Zrozumiałem, że droga jest tylko jedna, trzeba zrobić wszystko, co jest możliwe, żeby drugi raz do tego już nie doszło. Dlatego wziąłem udział w fundacji.
Józef Wancer jest przewodniczącym Komisji Finansowej Fundacji Auschwitz-Birkenau.
- Jego życiorys to gotowy scenariusz filmowy. Urodził się za kołem podbiegunowym, w łagrze. Potem był powrót do Polski, Polski zrujnowanej, potem wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Mieszkał w biednej dzielnicy, z biednymi ludźmi. Był w wojsku w Niemczech. Dla niego samo stacjonowanie w Niemczech myślę, że miało znaczenie, potem była Japonia, aż w końcu trafił do Polski – mówi Eugeniusz Twaróg, dziennikarz „Pulsu Biznesu”.
Kieruje się w życiu wartościami
Józef Wancer to dzisiaj osiemdziesięcioletni były prezes kilku prywatnych banków, autorytet i legenda w środowisku finansowym. Człowiek sukcesu. Postać nietuzinkowa. Swoim życiorysem mógłby obdarzyć kilka osób.
- Zacząłbym od tego, że Józef kieruje się w życiu wartościami. Cechuje go krystaliczna uczciwość, prawdomówność, koncentracja na ludziach, akceptacja różnorodności i tolerancja – mówi Przemek Gdański, prezes banku BNP Paribas Bank Polska.
- Nie ocenia człowieka jednoznacznie, nawet jeżeli zostanie przez niego skrzywdzony, obrażony, czy oszukany, bo w życiu różnie bywa. Nie powie: „Ten jest okropny, ja go nie chce znać”. Nigdy tak się nie dzieje. Zawsze znajduje pozytywy w człowieku – mówi Krystyna Wancer, żona bohatera Kulis.
- Jest człowiekiem środka, zawsze bardzo wyważonym. Jak spotka kogoś, kto jest na drugim biegunie, to nie łączy z nim jakiś wspomnień, żadnych emocji – mówi Eugeniusz Twaróg.
Marsz ku sukcesom
Józef Wancer zaraz po maturze samotnie wyemigrował do Ameryki. Bez wyuczonego zawodu, ze słabą znajomością języka - „amerykański sen” zaczął od pracy fizycznej w fabryce. Po dwóch latach porzucił ją jednak i zaciągnął się do wojska. Ta decyzja była przełomowa i wpłynęła na jego kolejne życiowe wybory.
Po zakończeniu służby wojskowej, Józef Wancer przypadkowo trafił na ogłoszenie o rekrutacji do pracy w banku. Podjął wyzwanie i równoległe zaczął naukę na wyższej uczelni. To był początek marszu ku sukcesom.
- W tym pierwszym okresie zrozumiałem, że nie mam pojęcia o bankowości. Zabrało mi sporo czasu i energii, żeby w to wejść. I wiele godzin dodatkowej pracy bez wynagrodzenia, żeby nadrobić luki. Udało mi się to, bo gdzieś po roku dostałem awans, zostałem takim liderem. I wtedy zaczęło mi się podobać, bo sukces rodzi sukces. Jeszcze nie znałem tej teorii, ale zobaczyłem jeśli w półtora roku mi tak dobrze poszło, to znaczy, że nie jest tak źle, że Józef Wancer potrafi – opowiada.
- Jest przede wszystkim pasjonatem ludzi, a w drugiej kolejności pasjonatem bankowości. Kolejność w jego przypadku jest ważna i w przypadku prawdziwych liderów ona jest ważna. Najpierw ludzie, bo bez nich nic nie zdziałamy, a potem branża, którą się zajmujemy w pełnym wymiarze, z pełną energią i ogromną pasją – mówi Przemek Gdański.
- Podjąłem decyzję w Nowy Jorku w CitiBanku zastania dyrektorem departamentu w którym pracowali byli alkoholicy i narkomani. Poznałem tam dokładnie, co to znaczy być innym. Ci, którzy tam pracowali, a większość z nich była czarnoskóra, albo z Południowej Ameryki, mało było białych. Rodzina była przeciwko temu, ale jednak postanowiłem, że to zrobię. I stałem się dużo bardziej tolerancyjny, nie tylko w stosunku do koloru skóry, ale do tego, że ludzi mają swoje nałogi, że mają słabości. Że być słabym nie oznacza, że powinno się być wykluczonym – mówi Wancer.
Transformacja
Po niemal ćwierć wieku pracy w oddziałach największego amerykańskiego banku - w Stanach, Europie i Japonii, Józef Wancer mając 50 lat dokonał kolejnego odważnego wyboru. W 1990 roku wrócił do wolnej Polski, by wziąć udział w transformacji gospodarczej.
- Od samego początku, a nauczyłem się tego w Stanach Zjednoczonych, uważałem, że gospodarka, biznes powinien być w rękach prywatnych, a nie państwowych. Nie dlatego, że nie można mieć dobrych pracowników, menadżerów państwowej firmie. Ale jest się cały czas uzależnionym od decyzji polityków – wskazuje Wancer.
- Historia Józefa Wancera pokazuje trochę złożoną historię Polski i niestety także wszystkie trudne i przykre okresy w naszej historii, ale też pokazuje to, co jest najważniejsze w transformacji, tych ostatnich 30 lat. Transformację zrobili żywi ludzie, konkretni ludzie i suma ich działania stworzyła ten niewątpliwy sukces – podkreśla Jan Krzysztof Bielecki, były premier, bankowiec, doradca.
- Józef Wancer, o którym wszyscy i ja też mówią, o tym, że jest niesłychanie delikatny, wrażliwy, kulturalny, uprzejmy i miły, z drugiej strony jest twardym menadżerem. To jest twardy biznesmen. Jego twardość polega na tym, że z jednej strony przyciąga jak magnes ludzi i tworzy fajne zespoły, a z drugiej strony potrafi rozstać się z osobami, które w tym marszu opóźniają, albo się nie nadają – mówi Eugeniusz Twaróg.
Jakie to jest uczucie, kiedy się zwalnia ludzi z pracy?
- To nigdy nie jest miłe i przyjemne, bardzo często nie jest to łatwe. Trudność polega na tym, że nawet jeżeli wiem, że to jest coś, co powinienem zrobić, to największa trudność polega na tym, żeby znaleźć sposób jak to zrobić. Zwolnić osobę trzeba w taki sposób, żeby ta osoba nie straciła wiary w siebie. To było najtrudniejsze dla mnie – przyznaje Wancer.
"Jest spełniony, ale cały czas coś robi"
Józef Wancer choć mógłby już być na zasłużonej emeryturze nie rezygnuje z pracy. Jedynie zwalnia tempo i ogranicza zawodowe obowiązki. W tej chwili nie jest już szefem rady nadzorczej tylko doradcą prezesa banku BNP Paribas. Ma więcej czasu dla rodziny.
- Dopóki działają komórki, dopóki jest zdrowie, dopóki jest ambicja, to nie mam żadnych bodźców ku temu, żeby przestać aktywnie żyć. Trzeba chcieć, żeby coś osiągnąć. Trzeba chcieć, żeby zaprzestać – mówi Wancer.
- Jest spełniony, ale cały czas coś robi. W tej chwili oddaje się fundacji Auschwitz-Birkenau ponieważ ma więcej wolnego czasu. Zdecydował, żeby dać siebie i z siebie coś, co pozostanie dla potomnych – mówi żona bankowca.
- Zrodził się pomysł, żeby zbudować fundusz wieczysty, a to oznacza, że będzie z nami na zawsze. (…) Celem naszej fundacji jest zapewnienie odpowiednich środków finansowych, aby te rzeczy można było utrzymać, pokazać wszystkim, bo to jest ostrzeżenie dla pokoleń, dla nas wszystkich: „Uwaga, to może zdarzyć się jeszcze raz, bo jak się już wydarzyło raz to może zdarzyć się drugi” – mówi Wancer.