Jerzy Stuhr pierwszy zawał przeżył w 1988 roku. To doświadczenie zaowocowało napisaną przez niego książką „Sercowa choroba, czyli moje życie w sztuce”. Kolejne, spokojne i twórcze lata przerwał zdiagnozowany w 2011 roku rak krtani. Pięć lat później – kolejny zawał. I udar - w lipcu 2020 roku.
- Inne choroby tlą się w człowieku, a sercowe to gruch i leżysz. Nagle. Udar też nagle. To jest takie dziwne, że intelektualnie opanowuje się sytuację, ale gdzieś się oddala. To nie jest zemdlenie, tylko widać świat w zupełnie innej magmie. Przez dłuższy czas miałem kontakt, ale zacząłem mieć kłopot z mową – opowiada Stuhr o udarze.
- Pamiętam, że szedłem po schodach i wołano karetkę. A potem wydawało mi się, że do sauny mnie wiozą. W pokoju szpitalnym chciałem wstawać, że to po saunie i idę pod prysznic. A oni krzyczą: „Rany boskie, niech pan nie wstaje”. Jakieś takie bzdury – wspomina.
„Nie mogłem sklecić zdania”
Jerzy Stuhr ze szpitala wyszedł przed miesiącem. Bezcenna okazała się szybka reakcja rodziny, która wezwała pogotowie, co w przypadku udaru ma kluczowe znaczenie.
- Pierwszy dzień był przykry, kiedy nie mogłem sklecić zdania. Całe życie się posługiwałem się językiem i nagle nic. Wiedziałem, co chce powiedzieć, ale nie mogłem tego zrobić. To samo z przeczytaniem na głos.
- W nim jest potężna siła i wiara, że na pewno będzie dobrze. Myślę, że teraz też ma tę siłę, aczkolwiek jego życie będzie musiało zdefiniować się na nowo – mówi aktor Maciej Stuhr. I wyjaśnia: Tata jeszcze pół roku temu pracował nie mniej niż ja, a czasami więcej, a ja pracuję bardzo dużo. Czasem jest to szaleńczy pęd, a on mnie w tym nawet zostawiał w tyle. Ale myślę, że te czasy to chyba już nie wrócą. Będzie musiał trochę bardziej się szanować i trochę pocieszyć się rolą emeryta i dziadka. Co też może być piękne. Zobaczymy jak on sobie poradzi z taką perspektywą.
Jerzy Stuhr kolejny raz jest dobrej myśli.
- Lęki gdzieś są, pod sercem, pod czaszką. Ale mam taką dziwną motoryczność w sobie, że to jeszcze nie teraz. Czasem jestem dla nich trudnym pacjentem, że za szybko chce wracać do pełnej kondycji.
„Kruchość w środku i pancerz na zewnątrz”
Jerzy Stuhr nie stroni od komentowania polityki. Tuż po udarze spotkał się z nieprzyjemnymi sugestiami, że nagła choroba musi mieć związek z jego sympatiami politycznymi.
- Tak było zawsze. Ale mam na to grubą skórę. Od najmłodszych lat, tak mi nawet kiedyś powiedziano w szkole i chyba nawet Andrzej Wajda tak powiedział: „Musisz chronić w sobie motyla i kaprala z grubej skóry”. To jest ta dychotomia, że kruchość należy mieć w sobie, a na zewnątrz pancerz. Z mojej natury wynika, że złość i agresja najpierw mnie śmieszą, a dopiero potem złoszczą – mówi aktor i reżyser.
- Zaobserwowałem u siebie dziwną reakcję. Tak, jak od wielu lat i ja, i tata zmagamy z hejtem, są rzeczy, które czasem nas śmieszą, czasem bolą, wkurzają i denerwują, czasem prowokują do jakiejś reakcji i odpowiedzi, szastania się, a w tym przypadku spłynęło to po mnie jak po kaczce. Wokół mnie sam się zbudował jakiś mur ochronny, że tym razem kompletnie mnie to nie przejęło. Jak zdarzają się rzeczy graniczne, to organizm przestawia się na zupełnie inne tory i przestaje się przejmować hejtem, czy polityką, bo są ważniejsze sprawy – podsumowuje Maciej Stuhr.