Rudi, a właściwie Rudolf Schuberth, w 1977 roku założył zespół Wały Jagiellońskie, z którym nagrał swoje największe przeboje, takie jak: „Córka rybaka", „ Monika, dziewczyna ratownika", czy „Wars wita Was".- Na znam recepty na przebój. Każdy chciałby ją znać. Zwłaszcza teraz, bo to się przekłada na kasę. A my zaczynaliśmy w ogóle nie wiedząc, że z tego są pieniądze i z tego można żyć. My po prostu cieszyliśmy się, że możemy grać razem i że znajdują się ludzie, którzy chcą nas słuchać – opowiada Schuberth.Artysta przez większość swojego życia związany był z Gdańskiem. Tam się urodził, mieszkał i tworzył. Ponad osiem lat temu osiadł na Kaszubach.- Tutaj jest mój mały raj. Kiedyś było w tym miejscu kartoflisko. Przyjechaliśmy z żoną na wycieczkę, stanęliśmy na górce z gospodynią, która nas tu przywiozła i zapytaliśmy, co tu jest do kupienia, a ona powiedziała – a łoo. I to „a łoo”, to właśnie była ta dolinka. I tak to się zaczęło. To było jak strzał amora. Zakochaliśmy się w tym miejscu od razu – mówi Rudi.Piosenkarz ma opinię osoby, która w swoim życiu zajmowała się już wszystkim. Studiował nawet budowę okrętów. Jednak po siedmiu latach rzucił studia dla muzyki i działalności kabaretowej. W 1979 roku zasilił skład legendarnego kabaretu Tey.- Imałem się różnych zawodów. Próbowałem żyć z drobnych wytwórczości. Jakoś to było artystycznie zawsze powiązane. Ponieważ z kolegą postanowiliśmy zrobić interes na biżuterii z kości wołowych. Inny interes, który próbowałem rozkręcić to była produkcja koszulek bawełnianych. Ja też potrafię szyć na maszynie. Kiedyś uszyłem sobie nawet garnitur, w którym chodziłem – wspomina.Obecnie artysta wspólnie z żoną i córką prowadzi gospodarstwo agroturystyczne.- W naszych czasach to jest nieprawdopodobne, żeby mieć głowę do interesów i nie zrobić nikomu świństwa. On to ma. Charakterny gość. On taki jest jak wygląda. Łyżkami go można jeść, a jest co – podsumowuje Rudiego jego przyjaciel, Zbigniew Wodecki.