Polska zaś coraz częściej w biednych krajach byłego Związku Radzieckiego jest postrzegana jako kraj w którym można się osiedlić i zacząć nowe życie.Do naszego kraju uciekają zwłaszcza prześladowani w swojej ojczyźnie Czeczeni.Jadą wiele dni całymi rodzinami. Zanim się usamodzielnią czeka na nich smutna rzeczywistość obozów dla uchodźców.Alan Bigajew z żoną i trójką małych dzieci przekroczył polską granicę dwa tygodnie temu. Nie wie jeszcze, co go czeka, ale mówi: - Warto było, ze względu na dzieci. Spacerowaliśmy po mieście, a one rozglądały się wokół z zachwytem i powtarzały. Jak tu pięknie, jak tu pięknie. W naszej rodzinnej wiosce, czy to latem, czy zimą, brud i błoto, a tutaj piękno wszędzie wokół – tak mówią. Warto było przyjechać tylko po to by usłyszeć te słowa.Jego rodacy – rodzina Kadyrowów już dwa lata mieszka w Polsce, na razie w ośrodku dla uchodźców w podwarszawski Lininie. Posłali dzieci do polskiej szkoły.Być może już niedługo te maluchy będą traktować nasz kraj jak drugą ojczyznę.Tak jak dzieci Vu Kim Wunha, które są pierwszym pokoleniem Wietnamczyków polskiego pochodzenia. Mimo, że rodzina Kim to buddyści, ich dzieci zostały ochrzczone, chodzą na religię i były u pierwszej komunii. To dlatego, że chcą być tacy jak ich koledzy i koleżanki ze szkoły – Polacy.Vu mieszka w Poslce od 25 lat. Skończył tu studia, został inżynierem. Dorobił się pięknego mieszkania na ekskluzywnym osiedlu w Warszawie.Jego losy to polska wersja mitu o pucybucie. Być może to, co udało się jemu uda się też Bigajewom i Kadyrowom.