Jacek K. od kilkunastu lat działa w różnych organizacjach charytatywnych. Zaczął po powodzi w 1997 roku, kiedy to zorganizował pomoc dla dzieci. Pomoc skończyła się na tym, że przywiózł dzieci z poszkodowanych przez powódź rodzin do szkoły w Kostomłotach pod Kielcami, z obietnicą, że zaraz potem przyjadą ich opiekunowie i dotrą pieniądze na opłacenie ich pobytu. Po czym wyjechał, a nauczyciele ze szkoły musieli się sami dziećmi zająć sami.W 2005 roku Jacek K., podający się to za katolickiego księdza, to znów za benedyktyńskiego mnicha, założył Stowarzyszenie Pomocy Rodzinie i Osobom Niepełnosprawnym. Oficjalnym celem działalności SPRION jest między innymi – jak podają dokumenty stowarzyszenia -"wychowywanie do poszanowania własności wspólnej, organizowanie pomocy osobom niepełnosprawnym oraz budowa ośrodka dla osób niepełnosprawnych ruchowo". Stowarzyszenie uzyskało zgodę Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji na kwestowanie w całym kraju. Wolontariusze korzystają z pomocy dzieci, które zbierają datki. Do niedawna można ich było spotkać w ponad pięćdziesięciu miejscowościach w niemal każdym większym hipermarkecie. O pracy w stowarzyszeniu opowiedział jeden z byłych wolontariuszy.- Od poniedziałku do czwartku jeździłem po różnych miastach do szkół – mówi informator UWAGI! – Dzieciaki wychodziły w miasto z cegiełkami na kwestę. Oprócz mnie jeździły inne osoby. Co się działo potem z zebranymi pieniędzmi, nikt nie wie. A to były kwoty od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy w każdy weekend.Oficjalnie pieniądze zbierane przez dzieci miały służyć budowie ośrodka dla niepełnosprawnych pod Kielcami. W oficjalnych sprawozdaniach dla Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Jacek K. wykazywał kwoty rzędu 20 – 30 tysięcy rocznie.Ale z wyliczeń, jakie reporterzy UWAGI! zrobili na podstawie relacji osób zaangażowanych w działalność SPRION-u wynika, że każdego roku stowarzyszenie mogło zbierać od dwóch do czterech milionów złotych.Reporterom udało się także dotrzeć do osób, które świadczą o fałszerstwach Jacka K. Danuta Wodecka, niepełnosprawna starsza kobieta, uwierzyła jego obietnicom.- Dawał mi nadzieję, mówił, że wybuduje dom, że będę tam miała własny pokój, opiekę – mówi Danuta Wodecka. – Żadnej obietnicy nie spełnił.Sfałszował za to jej podpis – tak twierdzi sama pani Danuta. Podpis znalazł się na liście uczestników walnego zgromadzenia członków stowarzyszenia. Podrabianie dokumentów mogło prawdopodobnie służyć ukrywaniu prawdziwych dochodów stowarzyszenia.Według informatora UWAGI! Jacek K. miał podrabiać nie tylko podpisy Danuty Wodeckiej, ale także innych członków stowarzyszenia. Mężczyzna twierdzi, że to nie jedyne fałszerstwo, jakiego zapewne dopuścił się Jacek K. Informator wspomina zbiórkę pieniędzy na kolonie dla dzieci z Ukrainy i Białorusi sprzed kilku lat.- Załatwiłem noclegi, autokary, na całą Polskę ogłosiłem, że będę organizował takie kolonie – mówi informator UWAGI! – Pieniądze miały pochodzić z fundacji w Anglii, gdzie Jacek wysłał pismo z prośbą o dofinansowanie.Jacek K. dostał blisko 40 tysięcy złotych na wózki inwalidzkie oraz 44 tysiące na zorganizowanie kolonii.- Jak te pieniądze przyszły, powiedziałem Jackowi, że trzeba wpłacić zaliczki, za noclegi, ubezpieczenia – mówi informator UWAGI! – Jacek powiedział mi, że teraz są inne potrzeby, że trzeba wyremontować mieszkanie. Poczułem się oszukany.Faktury wysłane przez Jacka K. do jednej z największych polskich fundacji w Wielkiej Brytanii były wystawione na firmę, która w chwili przekazywania dokumentów już nie istniała. Wszystkie faktury były najprawdopodobniej podrobione.Jacek K., zdaniem jego byłych wolontariuszy, to świetny psycholog, który wie, jak podchodzić do ludzi, aby dostać od nich to, czego chce. Pomaga mu w tym duchowy sztafaż. Podaje się za księdza lub benedyktyna. Ale jego faktyczny związek z Kościołem sprowadza się do rocznych studiów w seminarium duchownym w Kielcach i równie krótkiej nauki u dominikanów. Nazwisko Jacka K. nie widnieje w żadnym oficjalnym wykazie polskich duchownych. I chociaż fałszywy ksiądz od lat wykorzystuje wizerunek dostojników kościelnych do budowania własnej wiarygodności, o jego oszustwach krakowska kuria dowiedziała się dopiero od reporterów UWAGI!- Pewnego razu dyrektor zapytał, jak bym zareagowała, gdyby mnie poprosił o przebranie się za zakonnicę – mówi Katarzyna Romanowicz, była wolontariuszka SPRiON-u. – Powiedział, ze załatwi mi odpowiedni habit.Aby poznać metody Jacka K. reporter UWAGI! przez kilka tygodni „pracował” dla niego w roli wolontariusza. Inny z reporterów podał się za biznesmena, chcącego nawiązać współpracę ze stowarzyszeniem. Kiedy reporterzy się jednak ujawnili i chcieli dowiedzieć, co Jacek K. ma do powiedzenie na temat fałszowania dokumentów, ten wyprosił ich z terenu swojej posesji. Nic nie mieli też do powiedzenia Kamil M. i Artur W., od lat najbliżsi współpracownicy Jacka K., którzy starali się usunąć dokumenty, gdy dowiedzieli się o zainteresowaniu dziennikarzy stowarzyszeniem.Po interwencji UWAGI! Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji cofnęło pozwolenie na zbiórki publiczne dla SPRiON-u. Ministerstwo zapowiedziało również zaostrzenie kontroli stowarzyszeń. Sprawa podejrzanej działalności Jacka K. trafiła już do prokuratury.