Marcin Wrona ma 36 lat. Urodził się w Krakowie. Jest jedynakiem, synem nauczycielki angielskiego i farmaceuty. Nigdy nie planował, że zostanie dziennikarzem. Rodzice chcieli, by poszedł na medycynę. On jednak krakowskim targiem wybrał anglistykę. Studiował kilka lat, niestety nigdy nie napisał pracy magisterskiej. Zaliczył tylko cztery lata studiów. - Pewnie dałoby się te studia zrobić, gdybym chciał. I gdyby nie porwał mnie wir knajpowego życia krakowskiego – przyznaje Marcin Wrona. Marcina pochłonął Kraków. - Był w pierwszej trójce, która przychodziła na imprezy, czasami w dwójce, a czasami pierwszy – wspomina Witold Bereś, publicysta. Marcina Wronę wciągnęła praca. Jako student współtworzył komercyjne radio RMF. W grupie radiowych zapaleńców był najmłodszy, ale najbardziej się wyróżniał. - To były piękne czasy. Robiliśmy coś, czego jeszcze nikt w Polsce nie robił. Odkrywaliśmy prywatne radio komercyjne – mówi Marcin. Już 20-letni Marcin Wrona był gwiazdą. Popularność i uznanie zawdzięczał swojej wszechstronności. Był równie dobrym dj-em i reporterem, co komentatorem spraw międzynarodowych. - Ze swoim temperamentem, ze swoją plastycznością opisu, taką umiejętnością, którą naprawdę nie ma wiele osób, był znakomitym korespondentem wojennym. Gdyby poszedł w stronę dziennikarstwa reporterskiego, to wojna w Iraku byłaby wojną Marcina Wrony. Gdyby zajął się publicystyką międzynarodową, byłby znakomitym korespondentem – twierdzi Tadeusz Sołtys, dyrektor programowy RMF FM. W połowie lat 90-tych, kiedy był u szczytu zawodowego powodzenia, Marcin porzucił radio, ukochany Kraków i przeniósł się do Warszawy. Szukał szczęścia w telewizji. 8 lat temu został członkiem pierwszego zespołu Faktów TVN. Zajmował się relacjonowaniem wydarzeń w parlamencie i w kancelarii prezydenta. Jako dziennikarz polityczny rywalizował z Tomaszem Sekielskim i Grzegorzem Kajdanowiczem. - Dziennikarstwo polityczne, to bardzo często siedzenie kilka godzin przed jakimiś drzwiami i czekanie, aż jakiś człowiek wyjdzie i rzuci jedno zdanie, z nadęta miną odwróci się na pięcie i zatrzaśnie te drzwi. Jeżeli ty tego nie masz, to jesteś skończony. Nie podoba mi się takie dziennikarstwo – przyznaje Wrona. Później Marcin Wrona zaczął prowadzić program Pod Napięciem. - Na początku wszyscy strażnicy etyki mediów protestowali. Krzyczeli, że Wrona wchodzi za głęboko. Nie byli przyzwyczajeni do takiego przekazu. Wskazywano na Telewizję Publiczną jako przykład, że można inaczej. Skończyło się na tym, że TVP wykonała program bliźniaczo podobny. Tylko okazało się, że nie można podrobić Wrony. Bo żeby robić taki program jak Wrona, trzeba po prostu kochać ludzi. Trzeba wiedzieć, kiedy na planie ich dotknąć, przytulić, o co zapytać. A jeśli myśli się tylko o sobie, to nigdy nie będzie się prowadziło takiego programu – wyjaśnia Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN. Pod Napięciem od pierwszego wydania znalazło wielu wiernych widzów. Od początku też budziło kontrowersje z powodu podejmowania drastycznych tematów. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich przyznało nawet Marcinowi Wronie niechlubny tytuł hieny roku. - Ludzie, którzy przyznali mi tę hienę, nie byli łaskawi zastanowić się nad tym, że już wtedy robiliśmy pierwsze próby pokazania dramatu po to, aby pojawił się on w kontekście społecznym – mówi Wrona. Prywatnie Marcin Wrona jest szczęśliwym mężem i ojcem ubóstwiającym swoją rodzinę. Groźby zamachów na jego życie sprawiły, że pilnie chroni żonę i córkę przed zainteresowaniem mediów. Zobacz także:Dramat aktorkiSymboliczna TrojanowskaBuntowniczka pogodzona ze światemMandaryno, co dalej?Big Brother po latachPiasek buduje domW życiu piękne są tylko chwileKardynał na emeryturze