Ze strony internetowej stowarzyszenia „Serce za Serce" można dowiedzieć się, że głównym celem tej organizacji jest pomoc wychowankom domów dziecka i uczniom. Jednak konkretnych informacji o formach tej pomocy już znaleźć nie można. Niepokojąco wyglądają natomiast opinie o stowarzyszeniu, które pojawiają się na forach internetowych.- To jest stowarzyszenie oszustów – brzmi jeden z nich.- Pracowałam w tym stowarzyszeniu. Nie wiem na co idą pieniądze, ale na pewno nie na dzieci – pisze ktoś inny.Władze stowarzyszenia wyraźnie unikały spotkania z naszym dziennikarzem przed kamerą. Dlatego reporterka UWAGI! postanowiła się w nim zatrudnić i zobaczyć, jak wygląda działalność organizacji na co dzień.- Wchodzimy i mówimy, że zapraszamy do akcji, a nie prosimy, żeby nam ktoś coś dał. Każdy lubi pomagać i trzeba mu to tylko umożliwić – mówi podczas szkolenia nowych pracowników kobieta ich szkoląca.Pozyskiwanie sponsorów za każdym razem wygląda tak samo. Pracownik namawia do przyłączenia się do akcji dożywiania dzieci, proponując ufundowanie co najmniej jednego obiadu za pięć złotych. Na końcu zostawia długopis lub inny drobiazg z logiem stowarzyszenia.Warszawskie stowarzyszenie „Serce za Serce” działa od czterech lat. Jak sprawdziliśmy, zbiera pieniądze mimo iż nigdy nie starało się o zgodę na zbiórkę publiczną. Urzędnicy wydający takie zgody twierdzą, że od początku rozpoczęcia działalności stowarzyszenie łamie prawo.- Z faktem, że oni prowadzą taką działalność, która nosi znamiona oszustwa pod pozorem prowadzenia zbiórki publicznej, to spotkaliśmy się, kiedy do naszego biura przyszła pani i chciała sprzedawać długopisy. Nasi pracownicy, którzy są dosyć dobrze zaznajomieni z przepisami prawa, ponieważ wydają decyzje w sprawach dotyczących prowadzenia zbiórek publicznych, natychmiast skojarzyli fakt, że nigdy taka zgoda nie była im wydawana - mówi Claudia Frendler - Bielicka z Biura Administracji i Spraw Obywatelskich Miasta Stołecznego Warszawy.Działania stowarzyszenia „Serce za Serce" sprawdzała też prokuratura. Tu jednak sprawę umorzono, bo nie odnaleziono oszukanych.- Oczywiście jeżeli okazałoby się, że takie pokrzywdzone osoby w rzeczywistości istnieją i zgłosiłyby się do prokuratury to skutkowałoby to podjęciem (w tej chwili umorzonego) postępowania przygotowawczego - opowiada Monika Lewandowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.Stowarzyszenie chwali się, tym, że pomogło kilkudziesięciu domom dziecka, tymczasem większość z tych placówek pytanych przez nas o kontakty ze stowarzyszeniem nigdy o tej organizacji nie słyszało.- Myślę, że to jest grubymi nićmi szyte. Nie kojarzę, żeby coś takiego miało miejsce. U nas na dożywianie akurat nie ma takiej potrzeby – mówi Lidia Gintowt – Listowska, dyrektor Domu Dziecka w Świebodzinie.Analiza sprawozdań finansowych stowarzyszenia jednoznacznie wskazuje, że jest to zwykła firma działająca pod płaszczykiem działalności charytatywnej. Na dodatek koszty działalność tej firmy pochłaniają niemal całe zebrane pieniądze. Stowarzyszenie twierdzi, że przeznacza pieniądze na dożywianie dzieci. Tymczasem z zebranych pięciu złotych do domów dziecka trafia zaledwie kilkadziesiąt groszy. 1,5 zł przeznaczone jest na wypłaty dla sprzedających długopisy, 2,53 to podatki, ubezpieczenia i pensje dla pozostałych pracowników. Za kilkadziesiąt groszy stowarzyszenie kupuje nowe długopisy. Z wyliczeń wynika, że średnio z jednej pięciozłotówki na obiady dla dzieci trafia tylko 0,50 groszy.