Czy rockmen żyje, jak każdy z nas?

TVN UWAGA! 3982440
TVN UWAGA! 3982440
O rockandrollowym życiu i rzekomych, licznych skandalach z udziałem gwiazd Lady Pank nieraz mówiła cała Polska. – I więcej się mówiło i pisało, niż to miało miejsce! Przez 30 lat naszego grania, to jest jak brud za paznokciem. Tego nie ma! – mówi w Kulisach Sławy Janusz Panasewicz. A jednak część hoteli stanowczo odmawiało przyjmowania u siebie muzyków. Dlaczego?

Koledzy z branży mówią o nim „polski Mick Jagger”. - To jest bestia o wielu twarzach. Kto wie, czy to nie najbardziej charyzmatyczny wokalista rokowy w Polsce – ocenia Piotr Metz, dziennikarz muzyczny. – On nie musi skakać, klaskać albo walić głupich tekstów w stylu „Jak się bawicie? Bo ja się bawię dobrze”. Widownia natychmiast wyczuwa, że jest autentyczny. To go zbliża do ludzi – mówi Krzysztof Jaryczewski z Oddziału Zamkniętego. Uwielbiany przez fanów Panasewicz twierdzi jednak, że nigdy nie myślał o sobie w kategorii „idol”. – Wszystko podchodziliśmy do tego na początku z pewną nieufnością. Fajnie, że jest piosenka w radio, że nas ludzie rozpoznają, ale czy to będzie trwało rok, dwa czy trzy? Tego nie wiedzieliśmy – mówi muzyk, który z niewielkiego mazurskiego Olecka trafił wprost do jednej z najpopularniejszych kapel w historii polskiego rocka. Grają od ponad trzydziestu lat. Na koncie mają takie przeboje jak: „Kryzysowa narzeczona”, „Zostawcie Titanica”, „Mniej niż zero” czy „Zamki na piasku”. W latach ’80, jako jedyna polska grupa, mieli szansę na spełnienie amerykańskiego marzenia. W Stanach Zjednoczonych zespół nagrał płytę „Drop Everything”, a utwór „Mniej niż zero” nagrany w angielskiej wersji językowej to pierwszy polski teledysk pokazywany w telewizji MTV. – Porażką to na pewno nie jest, nie traktuję tego w tych kategoriach… Ale myślę, że mogliśmy trochę inaczej wtedy postąpić. Coś więcej wtedy zrobić w Stanach – mówi dziś Janusz Panasewicz.

- To prawda, że mieliście supportować Madonnę? – dopytuje reporterka.

- Była taka propozycja. W Kalifornii, gdzie graliśmy koncert, byli też ludzie od Madonny, która zaczynała w tym samym czasie, co i my. No, i ktoś tam zaproponował Amerykanom, którzy się nami wtedy opiekowali, żebyśmy może zostali i zagrali z nią całą trasę po Stanach. Ale ci nasi menedżerowie stwierdzili, że nie warto. Nikt nie wierzył wtedy w Madonnę. Myśleli, że to chwilowa zabawa: „Jedna piosenka i pani nie ma” – wspomina Panasewicz.

Choć amerykański sen nie wypali, to Lady Pank i tak na stałe zapisał się w historii polskiej muzyki. - Oni i Oddział Zamknięty to były klasyczne rokowe zespoły z całą otoczkę: scenografią, image’am – podkreśla Metz.

Jak tworzył się ten wizerunek?

- Pierwsze plakaty i zdjęcia w gazetach były czarno-białe. Wyglądaliśmy na nich bardzo surowo. Mieliśmy ostry makijaż. A ja w dodatku łańcuch na szyi. To Aleksandra Wołek (projektantką strojów i wnętrz - dop.red) postanowiła zapiąć mi obrożę swojego psa. Skórzana smycz dyndała mi po plecach! – wspomina lider Lady Pank. Z czasem muzycy musieli zrezygnować z ostrego makijażu na koncertach. –To był nasz znak rozpoznawczy, że wyglądamy ostro i malujemy jak dziewuchy. Ale po 15 minutach koncertu, ten makijaż spływał nam po twarzach i wyglądaliśmy okropnie – wspomina Panasewicz.

W ciągu ponad trzydziestu lat zespół Lady Pank wydał 20 płyt. Muzycy znani byli jednak nie tylko z kilkudziesięciu przebojów i wyrazistego image’u, ale także z rockandrollowego stylu życia. Skandale z ich udziałem nie raz opisywała prasa. - Nie jesteśmy szczególnie różni od przeciętnym ludzi! Panowie Kowalski i Nowak mogą różnych rzeczy robić, co dzień trzydzieści razy więcej, niż my przez całe życie i nikt o tym nie wie! A o nas się mówi, bo jesteśmy znani - przekonuje Panasewicz. Od Jaryczewskiego słyszymy jednak, że trasy koncertowe – na które Lady Pank i Oddział Zamknięty często ruszały wspólnie – bynajmniej nie były nudne. - W hotelach ganialiśmy z gaśnicami całe noce... Hotelarze mieli tego dosyć i był zakaz na nas zakaz. Dlatego, kiedy np. mieliśmy trasę po Małopolsce, musieliśmy spać w Bochni, bo w Krakowie nas nie przyjmowali – mówi muzyk Oddziału Zamkniętego.

Od kiedy Pasawiecz ułożył sobie życie prywatne, skandali jest zdecydowanie mniej. Muzyk ma za sobą jedno małżeństwo, z którego ma dorosłego już syna Wojtka. Drugi raz ojcem bliźniaków - Bruna i Juliusza - został po pięćdziesiątce. Mówi, że na ojcostwo ma teraz zdecydowanie więcej czasu, niż kiedy był dwudziestolatkiem. – W tamtych czasach grałem z zespołem po trzysta koncertów w ciągu roku i nie miałem czasu na bycie z drugim człowiekiem, bo po prostu nie było mnie w domu. Teraz jest zupełnie inaczej. O wiele mniej się gra i jest czas i na pracę i na życie prywatne – mówi muzyk, który na scenie stoi od ponad 30 lat i nic nie zapowiada, aby miał z niej wkrótce zejść. Kilka lat temu rozpoczął też solową karierę. Do tej pory nagrał dwie dobrze przyjęte płyty: „Pansewicz” i „Fotografie”. – Nie zawsze czuję się młodo, bywam zmęczony, ale to na szczęście nie dzieje się często. Mój zawód nie wymaga wieku emerytalnego. Jeżeli się dobrze czujesz i masz słuchaczy, to cię to niesie. Nie możesz bez tego żyć – mówi lider Lady Pank.

podziel się:

Pozostałe wiadomości