43-letnia Monika Zbrojewska, wiceminister sprawiedliwości, adwokat i profesor prawa Uniwersytetu Łódzkiego, zmarła tydzień temu. Wiadomość wywołała burzę w środowisku prawniczym – niespodziewana śmierć i poprzedzające ją szokujące zdarzenia przerwały najbardziej błyskotliwą karierę ostatnich kilkunastu lat.
- Chyba wszyscy byli zszokowani, bo inaczej nie można. Odchodzi młoda osoba, w sile wieku, w tym okresie, który dla prawnika praktyka to jest najlepszy okres w życiu – mówi Bartosz Tiutiunik, adwokat.
- Wyjątkowo radosna osoba, wprowadzająca w środowiskach, w których przebywała, samą radość. Po drugie trzeba przyznać, że była wyjątkowo obowiązkowa. Jeżeli czegoś się podejmowała, to do upadłego musiała to zrobić. Poza tym była wyjątkowa otwarta. Każdy student wiedział, że jeśli pójdzie do niej z jakąś sprawą, to Monika z nim spokojnie porozmawia – dodaje prof. Tomasz Grzegorczyk, szef katedry postępowania karnego UŁ, sędzia sądu najwyższego.
Polska usłyszała o Monice Zbrojewskiej, gdy świeżo upieczona doktor prawa została ekspertem pierwszej sejmowej komisji śledczej – do sprawy zbadania tzw. „afery Rywina”.
- Na bieżąco śledząc obrady, ona rozstrzygała, którą drogą pójść dalej. Najlepszym świadectwem tego, że w tej roli się znakomicie sprawdziła, było to, że komisja skończyła obradować, a pani doktor Zbrojewska była ekspertem kolejnych komisji śledczych – mówi prof. Tomasz Nałęcz, były przewodniczący sejmowej komisji śledczej.
Zbrojewska była później ekspertem wszystkich komisji śledczych, jednocześnie prowadziła własną kancelarię adwokacką i wykładała na Uniwersytecie. Rok temu przyjęła propozycję ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka i została wiceministrem.
- Była szybka i zdecydowana. Niektórzy określają taki typ osobowości jako „żywe srebro”. Była zawsze uśmiechniętą, pogodną osobą - wspomina Cezary Grabarczyk, były minister sprawiedliwości.
- Z rozmów, które do mnie docierały była już trochę zmęczona, przynajmniej w okolicy lata. Kiedyś tu powiedziała, że bez względu na to jakie będą wybory, to ona już nie widzi się w ministerstwie. Jednak chyba trochę za dużo wzięła na siebie – mówi prof. Tomasz Grzegorczyk, szef katedry postępowania karnego UŁ, sędzia sądu najwyższego.
Pierwszy niepokojący sygnał pochodził z Krakowa. W kwietniu tego roku minister Zbrojewska prowadziła tam wykłady dla przyszłych prokuratorów i sędziów. Rano nie pojawiła się na zajęciach, zarządzono poszukiwania i znaleziono ją nieprzytomną w hotelowym pokoju. Choć ministerstwo i szpital odmawiały informacji, jedna z gazet dowiedziała się, że wiceminister miała we krwi około czterech promili alkoholu.
- Mnie kiedyś uczono, że cztery promile alkoholu to jest zgon. Nie jest rzeczą normalną, żeby wykształcona, zdolna kobieta w jakimś momencie z powodu czterech promili alkoholu trafiała do szpitala. Jest bardzo prawdopodobne, że była uzależniona – mówi dr Bohdan T. Woronowicz, specjalista terapii uzależnień.
Pół roku później, dwa dni przed wyborami parlamentarnymi, nastąpił szok. Tuż po południu przejeżdżający obok domu pani minister przypadkowy kierowca zauważył jadący w dziwny sposób samochód. Za kierownicą siedziała kobieta.
- Jechała praktycznie całą szerokością jezdni, co sugerowało, że mogła znajdować się pod wpływem alkoholu. Funkcjonariusze wylegitymowali 43-letnią kierującą. Po wyjściu z pojazdu czuć było od niej woń alkoholu, zataczała się, nie mogła utrzymać równowagi – relacjonuje zdarzenie Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Monikę Zbrojewską przewieziono do Izby Wytrzeźwień, we krwi miała dwa promile alkoholu.
Informacja o pijanej wiceminister prowadzącej auto szybko trafiła na czołówki mediów. Premier natychmiast pozbawiła ją stanowiska, a dziekan wydziału prawa - nie czekając na sądowy wyrok - zapowiedziała zwolnienie z uczelni. Budowana przez ponad dwadzieścia lat kariera legła w gruzach.
Z mieszkającą samotnie profesor Zbrojewską nie udało się już porozmawiać nikomu - nawet mamie i siostrze, która kilka dni później znalazła ją w domu nieprzytomną. Trafiła do szpitala, a tam - na stół operacyjny. Po dwóch dniach zmarła. Niezwykle lakoniczny komunikat mówi o „powikłaniach pooperacyjnych”.
Czasami cena błyskotliwej kariery bywa bardzo wysoka. Nie wiadomo czy stres związany z pracą i jej utratą miał wpływ na pogorszenie się zdrowia byłej wiceminister sprawiedliwości.
Autor: Reportaż: Tomasz Patora