Spotkanie z legendą
Beata Ścibakówna pochodzi z Zamościa. Jest aktorką serialową i teatralną. W rodzinie nie miała tradycji aktorskich - mama była laborantką, a ojciec kierownikiem transportu. Na studiach poznała o 25 lat starszego Jana Englerta - rektora szkoły teatralnej, której jest absolwentką.
- Nigdy do głowy by mi nie przyszło, że Beata zainteresuje mnie jako kobieta. To się stało jakoś poza mną. Poznałem ją bliżej na czwartym roku studiów, kiedy to zaangażowałem ją do Pana Tadeusza, z którym jeździliśmy po świecie. Zbliżyliśmy się wówczas i to zbliżenie trwa do dziś – mówi Jan Englert, mąż aktorki.
Wejście w świat swojego męża – prawdziwej legendy aktorstwa, wspomina jako zadanie trudne i wymagające.
- Mój mąż jest ode mnie 25 lat starszy. Weszłam w jego środowisko i poznałam osoby, o których się uczyłam w szkole, które stały na piedestale – Gustaw Holoubek, Andrzej Łapicki. Ja się wśród nich czułam jak mała gąska, nic niewiedząca , niepotrafiąca się zachować w niektórych sytuacjach. Zakupiłam książkę opisującą zasady savoir-vivre, by umieć zachować się w tym towarzystwie – wspomina tamten czas Beata Ścibakówna.
Wspólna praca, wspólne życie
Beata Ścibakówna jest aktorką Teatru Narodowego. Tego samego, w którym dyrektorem jest Jan Englert.
- Jak mój mąż został dyrektorem Teatru Narodowego, grałam wtedy w serialu Złotopolscy rolę, którą zresztą bardzo lubiłam. Sławek Piwowarski pewnego dnia przywitał mnie na planie słowami „dyrektorowa narodowa” i tak już zostało – opowiada z uśmiechem Ścibakówna.
Na początku kariery, poza rolą Zosi w Panu Tadeuszu, Ścibakówna nie była obsadzana przez Englerta, co powodowało u niej mieszane uczucia.
- Byłam wściekła na to, że dla mojej koleżanki z roku Anny Korcz mąż wyreżyserował kilka spektakli w Teatrze Telewizji, a ja jeśli tam grałam to tylko jakieś ogony. Bardzo chciałam zagrać jedną z ról w jego „Kordianie”, ale powiedział, że nie i koniec – wspomina aktorka.
Obecnie, oprócz Teatru Narodowego, aktorkę można spotkać też w Teatrze Kamienica, w której wyprodukowała spektakl Intryga.
- Cechą, która najbardziej mnie w niej ujmuje jest niebywała konsekwencja w realizowaniu własnych planów. Ona poszła jeździć na łyżwach do telewizji, za to była bardzo hejtowana, tylko po to, by zarobić pieniądze na własną inwestycję teatralną. I zrealizowała to. Ma już cztery przedstawienia zrobione jako producent. Ona powinna być dyrektorem teatru – mówi Jan Englert.
Własna droga
Zapytana przez naszego reportera o to, czy czuje się wciąż jak żona, będąca w cieniu męża odpowiedziała:
- Nigdy nie ścigałam się z legendą męża i tym, kim on jest. To bez sensu. Ja nigdy nie podszywałam się pod nazwisko Englert, od zawsze pracuje na nazwisko Ścibakówna. Chciałam iść od początku swoją drogą i to się udaje.
Parę od lat łączy nie tylko wspólna praca. Ścibakówna z Englertem mają córkę Helenę. Helena Englert ma 18 lat i również próbuje swoich sił, grając w serialach.
- Czasem czuję, że jesteśmy jak najlepsze przyjaciółki, ale czasem wiem, że to mama i na wszystko sobie nie mogę pozwolić. Tak to powinno wyglądać, nie chciałabym żeby to była tylko moja przyjaciółka, bo od tego ma się znajomych – mówi Helena Englert.
Aktorkę obecnie można zobaczyć w serialu „Diagnoza” emitowanym w TVN. Beatę Ścibakównę można zobaczyć też w teatrze Kamienica w Warszawie oraz w Teatrze Narodowym, gdzie razem z mężem grają w Garderobianym.