„To doświadczenie wyjdzie nam na dobre”
Jerzy Stuhr był bardzo aktywny zawodowo, na czas epidemii koronawirusa zdecydował się zamknąć w domu na wsi i nie opuszczać oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od Krakowa Rabki-Zdrój.
Krzysztof Jasiński, również aktor i reżyser oraz założyciel Teatru STU też zaszył się daleko poza miastem, na Mazurach. Obydwaj czekają na czasy, kiedy teatry znów będą mogły zacząć działać.
- Mój zawód całe życie polegał na kontaktach z ludźmi, obserwacji ich. Tym żyłem, więc tego mi brakuje najbardziej. Ale jak przeszło się ciężką chorobę, to umie się być samotnym – mówi Jerzy Stuhr.
- Ja jestem optymistą w tej sprawie. Myślę, że koronawirus nie zrobi nam krzywdy społecznej. Myślę, że to jest doświadczenie, które wyjdzie nam na dobre – ocenia Krzysztof Jasiński.
Podobnie Andrzej Sikorowski, lider zespołu Pod Budą, też nie opuszcza swojego cichego zakątka pod Krakowem.
- Zostaliśmy wszyscy jednakowo poszkodowani, tu nie ma uprzywilejowanych, wszyscy dostają jednakowo w kość. Dziś nie ma powodu nikomu niczego zazdrościć. Raczej trzeba starać się pomóc.
Wszyscy, co wspólnie przyznają, tęskną za bliskimi, a przede wszystkim za najbliższą rodziną.
- Święta wielkanocne to był najsmutniejszy moment. Dostaliśmy z żoną wycinanki od wnuczki i oboje do tych wyciętych laleczek dzieliliśmy się jajkiem. Zawsze w święta robiliśmy na wsi wielkie spędy rodzinne, a teraz stał wielki stół, przy którego dwóch koniuszkach, siedziało dwoje starszych ludzi – przyznaje Jerzy Stuhr.
Pokolenie nienauczone oszczędności
Krzysztof Jasiński rocznik ‘43, Jerzy Stuhr rocznik ‘47 i najmłodszy Andrzej Sikorowski rocznik ‘49. Wszyscy trzej są dziś bezrobotni, od kiedy zamknięte zostały teatry, wyższe uczelnie i sceny estradowe.
- Teraz moim kolegom grozi ciężka zapaść, oni z tego żyli. W dodatku to pokolenie młodsze, moich dzieci, nie bardzo jest nauczone oszczędności: miało się – wydawało się, pieniądz jest po to, aby go wydawać. I nagle oni zostają z niczym – mówi Jerzy Stuhr.
Dodaje, że jego pokolenie wychowane zaraz po wojnie i w czasach komunizmu zostało nauczone oszczędności. Opowiada, że nawet, gdy pieniędzy było mało, zawsze myśleli z żoną, ile można odłożyć na czarną godzinę.
- To mnie boli bardzo, bo widzę to nawet po swoim synu, który prosperuje bardzo dobrze. Nagle słyszę od niego: Tata, za chwilę może być krucho – mówi Stuhr.
- Artyści, z którymi współpracuję, to są bardzo zapracowani ludzie, więc ten miesiąc-dwa przerwy może dobrze im zrobi. Ale jeśli idzie o takie normalne warunki socjalne, to jest katastrofa. Będą musieli wytrwać jakiś czas na pożyczonych pieniądzach. Nikt z tego powodu nie umrze, ale niektóre plany życiowe trzeba będzie poprzestawiać. Szczególnie dotyczy to młodych ludzi – mówi Krzysztof Jasiński.
Epidemia jak stan wojenny?
Obecna sytuacja wielu ludziom przypomina to, co działo się w czasach PRL-u i w stanie wojennym. Starsi wciąż pamiętają kolejki do sklepów, młodsi są zupełnie zaskoczeni. Dziś w sklepach jest jednak wszystko, wtedy nie było prawie nic, ale ludzie jakoś sobie radzili.
- W stanie wojennym strach się rodził z ograniczenia przestrzeni życiowej i ograniczenia środków do życia. Proszę sobie wyobrazić, że jest tak jak teraz, ale jeszcze nie masz benzyny, nie masz telefonu, a w telewizji jest jeden program. Akurat rodziło mi się dziecko, córka, i łaskawie dostałem kupon na pięć litrów benzyny, żeby móc po nie pojechać i przywieźć ich do domu – opowiada Jerzy Stuhr.
- To był kataklizm paliwowy. Samochody stały w kilometrowych kolejkach na stacje benzynowe i podpychało się je, żeby ich nie odpalać, bo byliśmy dosłownie na oparach – wspomina Sikorowski.
Krzysztof Jasiński dodaje, że stan wojenny wydawał się końcem świata.
- Koronawirus jest o wiele gorszy, bo on zabija – mówi.
„Trzeba siebie wymyślić na nowo”
- Dzisiaj ten przeciwnik jest anonimowy, niewidoczny. Nie wiemy, jak mamy sobie z nim poradzić. Pewne analogie z PRL-em się nasuwają, ale brakuje tego aspektu wspólnoty. Wtedy godzina milicyjna powodowała, że u nas w domu zostawało czasem na noc kilkanaście osób. Teraz nie ma takiej możliwości – opowiada Andrzej Sikorowski.
Nikt nie wie, ile potrwa epidemia. Według naszych rozmówców społeczeństwo przetrwało tamte trudne czasy, bo pomagało sobie nawzajem. Dziś jest podobnie, ale strach przed niewidzialnym wrogiem jest większy niż wtedy.
- Bardzo męczące jest to, że nie wiadomo, kiedy to się skończy. To jest bardzo, jakby Leśmian powiedział, „dusiałkowate”. Trzeba siebie wymyślić na nowo. To dotyczy ludzi w każdym wieku. Trzeba znaleźć nowe hobby, pasję. To jedyna rada, którą mogę dać z własnego doświadczenia – mówi Jerzy Stuhr.
Więcej informacji na temat koronawirusa znajdziesz na stronie Zdrowie.tvn.pl >