21-miesięczna Ania Napłoszek zachorowała nagle. Tydzień wcześniej była lekko przeziębiona. Infekcja skończyła się po kilku dniach, dlatego niespodziewane zachorowanie dziecka zaskoczyło rodziców. Nie podejrzewali, że choroba będzie mieć taki szybki i tragiczny przebieg.- Po godzinie 17, po ostatnim wymiotowaniu dostała temperatury 39 stopni. Nie mogłam zbić gorączki do g. 22, kiedy dotarliśmy do szpitala. Lekarka dała małej czopki i puściła mnie do domu. Kazała obserwować gorączkę i zgłosić się do poradni - wspomina Regina Napłoszek, matka Ani.Gdy przed północą rodzice opuszczali Dziecięcy Szpital Kliniczny w Warszawie, byli przekonani, że ich dziecko wkrótce będzie zdrowe.- Noc była straszna. O godzinie 24 gorączka spadła do 38 stopni, zjadła i przysnęła. Po godzinie 3 zaczęła wymiotować, miała 42 stopnie gorączki. Podałam środki przeciwgorączkowe. Przeczekałam do rana. Zrobiła się sina i lejąca więc pojechaliśmy z mężem znowu do szpitala – mówi mama Ani.- Dzieciak zasypiał i zrywał się. Żona poszła do zabiegowego z Anią. Wyszła z płaczem. Usłyszała, że to sepsa. Wszyscy zaczęli biegać - wspomina Tadeusz Napłoszek, ojciec.Mimo bardzo intensywnej, trwającej dwie godziny walki z czasem i zakażeniem, lekarzom z szpitala klinicznego nie udało się pokonać sepsy. Zabrakło im czasu, by podane dziewczynce lekarstwa zwalczyły śmiertelne zakażenie.- Sepsa powoduje śmierć, bo bardzo szybko następują zmiany chorobowe. Najważniejsze jest uchwycenie pierwszego momentu, który jest często niespecyficzny – wyjaśnia prof. Waleria Hryniewicz z Narodowego Instytutu Leków.- Będę obwiniać doktora, bo wysłał dziecko z gorączką 39,5 stopni do domu bez żadnych badań – mówi zrozpaczona Regina Napłoszek.- Gdyby pani doktor przyjęła Anię na oddział i zrobiła badania , dziś byłoby inaczej – dodaje Agnieszka Napłoszek, siostra Ani.Lekarka, którą rodzina obwinia za śmierć dziecka, unika kontaktów z mediami. Jej bezpośredni przełożeni oraz lekarze, którzy próbowali uratować śmiertelnie chorą dziewczynkę, twierdzą, że nikt nie popełnił błędu. Po prostu w tym przypadku sepsa miała gwałtowny przebieg.- Jako lekarz nie mam powodu podważać opinii koleżanki, która dyżury w izbie przyjęć ma od wielu lat, która takich dzieci w ciągu miesiąca przyjmuje kilkadziesiąt. Nic nie wskazuje, żeby ocena była błędna – uważa doc. Bogumiła Wołoszczuk-Gębicka, Klinika Anestezjologii i Intensywnej Terapii Dziecięcego Szpitala Uniwersyteckiego.- Same wymioty i biegunka nie świadczą jeszcze o tym, że to jest już sepsa. Trzeba dziecko rozebrać i przyjrzeć się dziecku, jak wygląda jego skóra, śluzówki. Czasami zobaczymy jedną wybroczynę i to może być pierwszy sygnał sepsy – mówi prof. Waleria Hryniewicz.Lekarka ze szpitala klinicznego, która dwukrotnie badała gorączkującą Anię, zaleciła tylko wizytę u lekarza rodzinnego. Nie zleciła badania krwi. Rodzice nie pamiętają, aby lekarka pouczyła ich, że gdy stan dziecka się pogorszy natychmiast mają przyjechać do szpitala.