Niedawno przeszła całą tę zakopiańską trasę na bosaka w tzw. "marszu bez podków". - Żeby pokazać, że nie potrzebujemy wykorzystywać koni po to, żeby zobaczyć Morskie Oko. Konie nie mogą tu pracować! - tłumaczyła wcześniej dziennikarzom.
Znienawidzona za pasję
W 2014 roku, z ramienia fundacji Viva!, została koordynatorką akcji mającej doprowadzić do likwidacji transportu konnego nad Morskie Oko. Zasłynęła bezkompromisowością, konsekwencją i odwagą. Nie przestraszyła się nawet podczas konfrontacji z przewoźnikami, którzy wjechali wozami w manifestujących działaczy.
- Psy szczekają kiedy jest im źle, a koty potrafią podrapać. Konie mają w pysku wędzidło i nie są w stanie się bronić. Poza tym one mają taki charakter, że nie dają znać, kiedy mają zbyt ciężko! - mówi z pasją Ania.
Właśnie przez tę pasję jest znienawidzona przez zakopiańskich fiakrów. - Szkoda czasu na rozmowę o tej pani – mówi nam jeden z nich. - Gdybym powiedział, co naprawdę o niej myślę, na pewno byście tego nie puścili - odgraża się kolejny. - Oni odbierają nasze działania nie jako walkę o zwierzęta, tylko jako atak na siebie. Ania wielokrotnie spotykała się z nieprzyjemnościami, również fizycznym zagrożeniem. Ale mimo tego, nie chciała się z tego wycofać. Ta odwaga, która ją wyróżnia - mówi nam Cezary Wyszyński, prezes Międzynarodowego Ruchu na Rzecz Zwierząt Viva!
Ania podkreśla, że dostaje też ciepłe sygnały. - Kiedyś podszedł do mnie jeden z tatrzańskich przewodników i powiedział: Brawo dziewczyno. Trzymamy za ciebie kciuki. Rób tak dalej! – opowiada. I nie przestaje walczyć.
"Wielkie zaangażowanie"
W działalności publicznej przydają jej się umiejętności, jakie zdobyła podczas studiów politologiczno-dziennikarskich. Po studiach rozwijała je jako reporterka telewizyjna - najpierw w lokalnym oddziale Telewizji Polskiej, potem przez dwa lata w UWADZE! TVN. Tu szybko ujawniły się jej zainteresowania prawami zwierząt. - Mój drugi materiał był właśnie o nich. Pamiętam to doskonale: krowy i owce zamknięte w małej komórce, nigdy nie wypuszczane na zewnątrz, bez jedzenia, wody. I starsza kobieta, która sobie z nimi nie radziła - wspomina.
Materiałów o zwierzętach zrealizowała w UWADZE! wiele. Zajmowała się m.in. pseudo hodowlami i końskimi targami. - W tych reportażach widać było jej ogromne, osobiste zaangażowanie. I kiedy sięgam myślami wstecz, to bardzo możliwe, że to właśnie ona poruszyła w nas to wielkie współczucie dla zwierząt, któremu cały czas dajemy wyraz w swoich materiałach - mówi producentka UWAGI! Monika Szymborska.
Mama Ani nie kryje wielkiej dumy z tego, co robi jej córka. - Kto kocha zwierzęta, kocha i ludzi - uśmiecha się Jadwiga Plaszczyk.
Cierpienie misia Baloo
Walka o prawa zwierząt to nie praca, a pasja Ani. Jest nią też fotografia. – I akurat z tego bardzo często żyję - mówi nam działaczka.
Ani z walki o konie, ani ze wszystkiego innego, co robi dla zwierząt, nie ma żadnych pieniędzy. Tak samo było z ratowaniem misia Baloo. Zaangażowała się w to z potrzeby serca. Po śledztwie, które wykazało, że w jednym z cyrku dochodzi do znęcania się nad zwierzęciem, niedźwiedź został uwolniony właśnie przez Anię i fundację Viva!
Trafił do azylu w poznańskim zoo. Tam okazało się, że nie tylko ma niewykształcone mięśnie i wyrwane pazury, ale również - z powodu karmienia go popcornem i bitą śmietaną - cierpi na ból zębów. - To taki trochę mój syneczek - mówi nam Ania, która odwiedza Baloo zawsze, kiedy jest w Poznaniu. I wciąż, kiedy na niego patrzy, płacze. Mimo że dzięki niej dziś Baloo nie dzieje się już żadna krzywda. - To łzy szczęścia - wyjaśnia.
Empatia na każdym kroku
- To jest wariatka w dobrym pojęciu tego słowa. Empatię dla zwierząt pokazuje na każdym kroku - mówi nam dyrektorka tutejszego ZOO, Ewa Zgrabczyńska. Ania nie kryje, że miewa trudniejsze momenty. Choćby te, gdy korzystający z transportu konnego turyści wyszydzają ją, wyśmiewają. - Ale skoro się podjęłam tego, to i zakończę - zapowiada.
Teraz zamierza zrobić doktorat z filozofii. - Zdobywając tę wiedzę, będę bardziej wiarygodna w tym, co robię i mówię dla zwierząt - mówi nam.