Andrzej Nejman aktorską przygodę zaczął w serialu „Rozalka Olaboga”, jeszcze jako dziecko. W szkole średniej, we Włocławku, skąd pochodzi, zaangażował się w zajęcia kółka teatralnego.
- Braliśmy udział w szkolnych spektaklach. On był uroczym chłopcem, dziewczyny szalały na jego punkcie. Miał niebieskie oczy, piękne usta i blond włosy. W filmówce jeszcze mu urosły. Był Adonisem. Jest to człowiek skazany na sukces od najmłodszych lat – chwali koleżanka Alicja Rutkowska.
Seriale i filmy
Potem wypłynął na głęboką wodę. Przyjął propozycję grania w „Złotopolskich”, co miało swoje konsekwencje.
- Było wiadomo, że może się z tym wiązać później jakiś problem wizerunkowy, my to w Polsce nazywamy „syndromem Janka Kosa”. Wiedziałem, że przez wiele lat będę Waldkiem Złotopolskim. Nawet była taka sytuacja w Łodzi, kiedy pracowałem jako tłumacz i konsjerż podczas kręcenia filmu „Jakub kłamca” z Robinem Williamsem. Jak otrzymałem informację, że będę grał jedną z głównych ról w serialu, to Williams powiedział: „Pamiętaj, żebyś broń Boże nie robił tego więcej niż dwa lata, bo potem możesz mieć kłopoty”. W „Złotopolskich” grałem lat dziesięć – śmieje się aktor.
Przyszedł też czas na filmy. Aktor zagrał m.in. w „Poranku kojota”, który bił rekordy popularności.
- Czasy były brylantowe – wspomina aktor Michał Milowicz. I dodaje: - To było 20 lat temu, ale chętnie bym do nich wracał. Andrzej wykazał się swoimi umiejętnościami komediowymi. Jest bardzo plastyczny, co można było zobaczyć w tańcach w „Poranku kojota”.
- Ja ten film obejrzałem chyba tylko na premierze. Mnóstwo ludzi ogląda go po wielokroć, wielu z nich przysyła mi nawet zdjęcia ekranu ze mną. To bardzo urocze – śmieje się Nejman.
Teatr
Andrzej Nejman od 10 lat jest dyrektorem Teatru Kwadrat. Musiał się wykazać nie lada zdolnościami menadżerskimi, bo znanej warszawskiej scenie groził upadek.
- Uratował nas, gdyby nie on, stalibyśmy z walizkami do tej pory – przekonuje aktor Grzegorz Wons. I dodaje: - Nie mieliśmy sceny przez sześć lat, tułaliśmy się po całym mieście. Graliśmy wszędzie, gdzie tylko można było. I w tym czasie zespół się nie rozpadł, a on to w odpowiednim momencie przechwycił.
- To jest mój dyrektor i bardzo dobry kumpel, z którym mam fantastyczne relacje, fantastyczną chemię na scenie. Czasami może trochę przesadza, bo nie myśli o sobie, swoim zdrowiu, bo jest totalnym pracoholikiem i perfekcjonistą – mówi aktor Paweł Małaszyński.
- To jest człowiek, z którym zawsze można porozmawiać o każdym problemie. Wydaje mi się, że to jest bardzo ważne. I ta emocjonalność sprawia, że czasami potrafi nas bardzo docenić, a czasami potrafi nas też zganić. To też jest bardzo ważne – uważa aktorka Olga Kalicka.
W trudnych dla teatru czasach, w jego ratowanie włączyła się żona Andrzeja Nejmana, Małgorzata. Przez pierwsze dwa lata działała jako wolontariusz. Później została w teatrze i pracuje do dziś jako szefowa marketingu.
- Przynosi się pracę do domu, to jest nieuniknione. Każdy telefon od kogokolwiek z teatru, o każdej porze dnia i nocy, powoduje, że ta sprawa wchodzi w cały rytm domowy, co by się nie działo, to teatr dominuje nad sprawami domowymi – przyznaje Małgorzata Nejman.
- Myśmy od samego początku wiedzieli, że to będzie się wiązało z poświęceniem relacji rodzinnych. To rzeczywiście jest ogromnym obciążeniem, szczególnie dla naszych dzieci, bo my właściwie pracujemy cały czas – dodaje Andrzej Nejman.
Aktor lubi majsterkować, co przydaje się w domu i ogrodzie. Jednak jego największą pasją jest piłka nożna. Jest zasłużonym piłkarzem Reprezentacji Artystów Polskich, z którą przemierzył już pół świata.
- Pomyślałem sobie, że to jest fantastyczne, że to spełnienie moich marzeń i wreszcie będę Smolarkiem, wreszcie zagram na prawdziwym stadionie – wspomina aktor i dodaje: - Jak założyliśmy biało-czerwone stroje, jak zagrano hymn narodowy, to nie wiem, czy jest silniejsze przeżycie w moich emocjach.
Pandemia
W czasach pandemii Teatr Kwadrat działa dalej, choć w wyjątkowy sposób. Pomostem z widzami stał się internet, były spektakle online i czytanie performatywne, z których rekordowe miało ponad 200 tys. widownię w sieci.
- Utworzyliśmy platformę VOD, gdzie można oglądać nasze archiwalne spektakle i nagraliśmy jeden spektakl specjalnie dla tej platformy. To są wszystko takie działania, które powstały, bo nie chcieliśmy popaść w ten marazm, który nas cały czas otacza i który nas prowokuje do tego, by siedzieć i płakać. Staramy się tego nie robić – mówi Andrzej Nejman.
- Udało nam się najważniejsze, to, żeby nie stracić widza. Ten widz przychodzi do nas, dlatego, że my przychodzimy do niego. Wszyscy bardzo tęsknimy za teatrem i chcielibyśmy, żeby to już się skończyło – kwituje aktorka Ewa Wencel.