Według informatorów UWAGI! nawet kilkanaście tysięcy z tych maszyn istniało jedynie na papierze.– Te maszyny nigdy nie były na stanach firm. Przebadano je i zarejestrowano tylko na podstawie dostarczonych przez branże papierków – twierdzi informator UWAGI!Skalę nieprawidłowości potwierdza Jacek Kapica, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów: – Tym, jak to było możliwe, że jednostki badawcze w ciągu tak krótkiego okresu czasu były w stanie przebadać taką liczbę automatów, zajmuje się obecnie prokuraturaZ danych uzyskanych przez dziennikarzy UWAGI! wynika, że Politechniki Łódzka i Warszawska przez trzy miesiące zalegalizowały taką samą liczbę automatów, co w rekordowych 12 miesiącach 2008 roku.– To było istne szaleństwo i wyścig z czasem – opowiada informator UWAGI!Podkreśla również, że to urzędnicy ministerstwa wydali naukowcom akredytację i to oni teoretycznie powinni kontrolować ich działalność.– Nie mieliśmy takich możliwości – tłumaczy się Jacek Kapica, od 2008 roku odpowiadający za kontrolę branży hazardowej i bliski współpracownik premiera Donalda Tuska.Pytany o sprawę Mirosław Sekuła, przewodniczący sejmowej komisji śledczej wyjaśniającej aferę hazardową podsuwa jeszcze jeden możliwy wątek.– Branża po 2008 roku miała pieniądze. Przed komisją zeznawali już świadkowie informujący, że na fikcyjnych nieistniejących automatach najłatwiej jest wyprać gotówkę. To jednak sprawa dla prokuratury, a nie dla posłów – mówi Mirosław Sekuła.Po wejściu w życie w marcu 2009 roku przepisów utrudniających rejestrację pod pozorem automatów o niskich wygranych maszyn wysokohazardowych do rejestracji trafiło zaledwie 11 automatów.– Branża nie ma takiej potrzeby, zarejestrowanych automatów wystarczy na kilka lat działalności, nie trzeba nowych – twierdzi osoba związana ze środowiskiem automatów o niskich wygranych.Zdaniem Mirosława Sekuły to lobbingowe działania branży prowadzone od 2003 roku na poziomie Ministerstwa Finansów utrudniało wprowadzanie niekorzystnych dla rynku automatów uregulowań prawnych.Na zarejestrowanych przez branże automatach odnotowywano już wygrane przekraczające 80 tysięcy złotych.– To możliwe – mówi zapytany przez UWAGĘ! pragnący zachować anonimowość specjalista.Na tak wysokie wygrane pozwalały luki w przepisach i odpowiednie oprogramowanie jednorękich bandytów. Aby utrzymać gracza przy maszynie otrzymywał on dodatkowe bonusy w postaci kredytów zwielokratniających wygrane. Chodziło o to, aby przyciągnąć jak największą liczbę graczy, którzy wrzucą do maszyn jak najwięcej pieniędzy. W razie wygranych przedstawiciele branży automatów nie zawsze wypłacali pieniądze. Niektórzy gracze musieli się zadowolić tylko tym, co wypłacił automat. Wystawiane kwitki na większe wygrane nie były honorowane przez spółki wstawiające maszyny.Tak wysokie wygrane są jedynie możliwe na prawdziwie wysokohazardowych maszynach. Na automacie niskohazardowym starego typu z ograniczeniami czasowymi w ciągu 30 sekund można zagrać 16 razy. W tym samym czasie nowoczesny automat wideo bez ograniczeń czasowych bez problemu rozegra 3000 gier. Zakładając, że gracz wygrywa każdą grę z automatu starego typu otrzyma blisko 960 złotych, a maksymalna przegrana to ponad cztery złote. Na automacie wideo gracz maksymalnie może wygrać 180 tysięcy złotych, a przegra maksymalnie 840 złote w ciągu 30 sekund.W Holandii od 10 lat obowiązuje restrykcyjna ustawa regulująca działalność rynku automatów o niskich wygranych. Główne zapisy to drastyczne zwolnienie automatów poprzez zapisanie, że pomiędzy dwoma grami musi upłynąć co najmniej trzy i pół sekundy oraz ograniczenie przegranych do maksymalnie 40 euro w ciągu godziny. Automaty można wstawiać tylko w barach. Nie więcej niż dwa w jednym lokalu. Hazard jest niewidoczny na ulicach holenderskich miastUstalenia naszych reporterów wyraźnie pokazują, że komisja śledcza przesłuchania najważniejszych świadków ma jeszcze przed sobą. To nie premier i politycy, ale urzędnicy i osoby z branży hazardowej właściwie przesłuchani mogą ujawnić, którzy politycy wydawali polecenia opóźniania prac nad przepisami.