Ma 34 lata. Mieszka w Trzciance (Wielkopolska). Jest dziennikarzem, szefuje ”Tygodnikowi Noteckiemu”. Nie założył rodziny, mieszka u rodziców. Ale niemało czasu spędza w drodze, kiedy po otrzymaniu sygnału o kolejnym gospodarstwie, gdzie maltretuje się zwierzęta rusza na interwencję. - Takich, którym zalazłem za skórę są setki – mówi Grzegorz Bielawski. – Nie lubią nas prokuratorzy, policja, inspektorzy weterynarii. Wielu jest takich, którzy nie powinni tam pracować. Pogotowie dla Zwierząt to właściwie instytucja jednoosobowa. Także dlatego, bo szef musi wszystkiego dopilnować sam. Ale ma pomocników w całej Polsce. - Często nie kończymy jeszcze jednej interwencji, a już mamy następną – mówi Krystyna Kukawska, wiceprezes Pogotowia dla Zwierząt. – Grzegorz nie dosypia, wszystko robi w locie, brakuje mu na wszystko czasu, ale kiedy przychodzi skądś sygnał o gnębionych zwierzętach, on od razu tam jedzie. Pogotowie dla Zwierząt cały czas czeka na wolontariuszy chętnych do pomocy przy ratowaniu maltretowanych zwierząt. Wszystkim, którzy nie mogą poświęcić na to swego czasu, a chcieliby pomóc przypominamy, że Pogotowie leczy i utrzymuje zwierzęta z datków. Zobacz stronę Pogotowia dla Zwierząt