- Mąż przyjechał z pracy z wiadomością, że na posesji sąsiada umiera z głodu pies. Posesja była zamknięta. Przeszłam przez płot i nakarmiła psa. Był tak słaby, że nie był w stanie jeść sam. Nie mógł unieść łba. Był bardzo głodny. Przyjechała straż miejska, namierzono właściciela. Przyjechał właściciel, który próbował mnie straszyć swoimi rozlicznymi znajomościami z politykami, lekarzami. Udowadniał mi, że jest ważną personą. Miał pretensje do mnie, że bawię się w mamkę. Powiedział, że przyjechał tylko po to, żeby sprawdzić czy pies jeszcze żyje, bo powinien już nie żyć – mówi Magdalena Kowalska, mieszkanka Radomia. - Tłumaczył się, że był z psem u lekarza, ale nie miał żadnych dokumentów stwierdzających ten fakt. Ostatnie szczepienie było w 2001 roku. Nie potrafił wytłumaczyć faktu, że pies konał na posesji. Był zaskoczony, że z tego może być odpowiedzialność karna – mówi Piotr Stępień, Straż Miejska w Radomiu. Strażnicy miejscy natychmiast zadzwonili po pomoc do radomskiego schroniska dla zwierząt. Wezwano lekarki schroniska, które zaopiekowały się zagłodzoną suczką. Zwierzę natychmiast podłączono do kroplówki z odżywczymi płynami, które uratowały ją przed natychmiastową śmiercią. - Praktycznie nie utrzymuje się o własnych siłach na nogach. Aczkolwiek próbuje jeść i nawiązuje jakiś kontakt z otoczeniem. W tej chwili psa nawadniamy, podajemy dożylnie kroplówkę. Myślę, że kilka tygodni była pozbawiona normalnego jedzenia – mówi Katarzyna Bajorska, lekarz weterynarii. Wielokrotnie próbowaliśmy skontaktować się z właścicielem zwierzęcia, jednak sprawa zagłodzonego psa stała się w okolicy głośna i Zdzisław K. unikał obcych. Suczka zmarła dwa dni po wizycie w schronisku ekipy UWAGI!. Właścicielowi psa brakło odwagi, by wytłumaczyć swoje postępowanie. Strażnicy miejscy zapewniają jednak, że zrobią wszystko, aby poniósł konsekwencje zagłodzenia psa. Do radomskiej prokuratury trafiły już dokumenty potrzebne do jego ukarania.