Od soboty w całym kraju trwa akcja Głównego Inspektora Sanitarnego oraz policji skierowana przeciwko dopalaczom, w wyniku której zamknięto ok tysiąca sklepów. We wtorek rząd ma przyjąć projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, który zakłada ograniczenie handlu dopalaczami i wprowadzić zakaz reklamowania środków spożywczych poprzez sugerowanie, że mają właściwości środków psychotropowych lub odurzających. Nowe przepisy pozwolą wycofać z rynku na okres od 12 do 18 miesięcy dopalacze zawierające podejrzane substancje psychoaktywne. W tym czasie zostaną przeprowadzone szczegółowe badania dotyczące ich szkodliwości dla zdrowia. Dodatkowo ministerstwo sprawiedliwości proponuje karę do trzech lat więzienia za samo udostępnienie małoletnim substancji - np. dopalaczy - której użycie może narazić na niebezpieczeństwo życie lub zdrowie. Bartosz Arłukowicz przekonywał, że problem walki z dopalaczami istnieje w Polsce od prawie dwóch lat, czyli od momentu, w którym otworzono pierwszy sklep z dopalaczami w naszym kraju. Pokazywał też projekt ustawy SLD z marca, w którym problem poruszano. - Dlaczego przez sześć miesięcy nie ruszyliśmy do pracy, tylko musiała wydarzyć się tragedia? - pytał polityk SLD dodając, że ” rząd potrzebuje takiego dopalacza, by zająć się problemem”. - To wszystko odbywa się akcyjnie - dodał Arłukowicz. Beata Kempa powątpiewała z kolei w skuteczność działań rządu. - Ta akcja to wynik nagłośnienia sprawy przez media. Niestety te przedmioty kolekcjonerskie nie są prawnie zakazane. W polskim prawie nie funkcjonuje taka nazwa, jak dopalacz - powiedziała posłanka PiS.Więcej na tvn24.pl!