To była siódma godzina lekcyjna. Ostatnia lekcja w klasie III c w gimnazjum w Wyszkach. 16 – letni Adam Bogusz chciał się przesiąść w inne miejsce. Wstał, zrobił kilka kroków. Kiedy podchodził do ławki potknął się o plecak. Upadając uderzył głową o kant biurka. Rana nie wyglądała groźnie. Chłopiec wstał, był przytomny. Jednak zaniepokojeni nauczyciele szybko przewieźli Adama do ośrodka zdrowia. Na miejscu lekarka opatrzyła mu ranę i dała skierowanie do chirurga – „Nic nie wskazywało możliwości neurologicznych powikłań. Wydawało się, że to zwykłe rozcięcie”. W szpitalu w Łapach chirurg zszył ranę. Chłopiec czuł się coraz gorzej. Mimo tego nikt ze szpitalnego personelu nie zdecydował się na zatrzymanie Adama na obserwację lub zrobienie mu tomografii komputerowej. Uznano, że nie ma takiej potrzeby. Gdy Tomek wrócił do domu jego stan znacznie się pogorszył. Skarżył się na bóle głowy, zaczął tracić przytomność, nie mógł oddychać. Rodzice wezwali pogotowie. Lekarz z karetki przez 40 minut próbował reanimacji. Było już jednak za późno. W szpitalu chłopiec zmarł. Zdaniem prof. Zbigniewa Puchalskiego, konsultanta wojewódzkiego w dziedzinie chirurgii, Adam nie musiałby umrzeć, gdyby chirurg zrobił to, co do niego należało – „Uraz czaszki nakazuje dokonać pełnej diagnostyki (…) należało tego chłopaka hospitalizować”. Gdyby dokonano prześwietlenia lekarz wiedziałby, że czaszka Adama jest pęknięta i wgnieciona. Wiedziałby także, że w miejscu uderzenia zaczyna powstawać krwiak, który kilka godzin później doprowadził do śmierci chłopca. Adam miałby szansę na ratunek. Podobnie uważa prokuratura, która wszczęła już postępowanie w tej sprawie. Innego zdania jest dyrektor szpitala, w którym doszło do zaniedbania. Według niego nie było niczego nagannego w postępowaniu lekarza, który opatrywał Adama. Dzień po śmierci Adama Bogusza, koledzy i koleżanki z jego klasy przystąpili do próbnego egzaminu gimnazjalnego. Miejsce Adama zostało puste.