- W sobotę, jak przyjechałam do szpitala, lekarz powiedział: Daję kilka godzin życia – opowiada Olga Kaczmarzyk o jednej z najgorszych chwil swojego życia. Jej syn umierał, a ona była bezradna. Mały Emanuel urodził się w Zespole Szpitali Miejskich w Częstochowie. Lekarze nie stwierdzili u niego żadnych chorób i po czterech dniach wypisali ze szpitala. Trzy dni później matka zauważyła niepokojące objawy. Natychmiast udała się z dzieckiem do lekarza. - Ledwo przyłożyła słuchawkę, powiedziała: Rany boskie! Szmery na sercu! – wspomina pani Olga. Lekarka z rejonowej przychodni natychmiast wezwała karetkę pogotowia. Stan chłopca był ciężki. Po drodze lekarze musieli go kilkakrotnie reanimować. Z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego odesłano go do Górnośląskiego Centrum Dziecka i Matki, bo tylko tam był odpowiedni sprzęt, by móc ratować życie dziecka. Lekarzy robili, co mogli, ale maleństwa nie dało się uratować. Po dwóch tygodniach zmarło. Okazało się, ze zbyt późno wykryta wada serca doprowadziła do zakażenia całego organizmu i do śmierci. - Zdarza się, że pewne wady u nowonarodzonego dziecka nie dają objawów klinicznych w pierwszym okresie – broni Zespołu Szpitali Miejskich jego dyrektor Tomasz Grottel. Nie wszyscy jednak się z tą opinią zgadzają. Profesor Ewa Helwich, krajowy konsultant w dziedzinie neonatologii, twierdzi, że u Olgi Kaczmarzyk nie wykonano pewnych badań, dzięki którym chorobę dziecka można było stwierdzić jeszcze podczas ciąży. Podobnego zdania byli lekarze z Górnośląskiego Centrum Dziecka i Matki. - Lekarz w Katowicach powiedział mi, że ze względu na to, że jestem po czterdziestce, powinnam mieć wykonane badania prenatalne – mówi pani Olga. – Gdyby je wykonano, to można by jeszcze w łonie matki leczyć dziecko, a nawet wykonać operację na jego sercu. Badań prenatalnych nie wykonano, nie wysłuchano dokładnie również tętna dziecka podczas USG. Lekarze, którzy dopuścili tych zaniedbań nie mają dziś wyrzutów sumienia. Twierdzą, że zrobili wszystko, co powinni. To „wszystko” to chyba jednak było za mało, bo mały Emanuel nie żyje.