- Jestem typowym myśliwym, chociaż związek łowiecki nienawidzi mnie bardziej niż niejednego ekologa – mówi Stanisław Pawluk, myśliwy. Co sprawiło, że lubelski myśliwy z wieloletnim stażem został znienawidzony przez część swoich kolegów po fachu? Otóż Stanisław Pawluk od dawna tropi nieprawidłowości w łowiectwie i Polskim Związku Łowieckim, do którego należą wszyscy myśliwi, a swoje spostrzeżenia publikuje w Internecie. Ostatnio nabrał podejrzeń, że na Lubelszczyźnie myśliwi masowo łamią prawo. - Zapytałem łowczego okręgowego, czy w jakiś kołach nie przekracza się dozwolonej liczby odstrzału zajęcy. Wyraźnie było już widać, że następuje spadek liczebności zajęcy. Dostałem odpowiedź pisemną, że stwierdził przekroczenia planów odstrzału zwierzyny. Ok. 80 proc kół według mojego szacunku popełnia przestępstwo – mówi Stanisław Pawluk, myśliwy. Cała dziko żyjąca zwierzyna w Polsce jest własnością Skarbu Państwa. Gospodarują nią nadleśnictwa w porozumieniu z myśliwymi, czyli Polskim Związkiem Łowieckim. - Corocznie myśliwi liczą zwierzynę i na tej podstawie ustalają, którą przeznaczają do odstrzału. I to są te limity, które są zatwierdzane przez nadleśniczego jako przedstawiciela Skarbu Państwa. Myśliwy po ustrzeleniu jakiegoś zwierzaka, dzwoni do łowczego i wówczas łowczy wie, jaki gatunek w danej chwili został zastrzelony. Niezależnie od tego dokonuje wpisu do książki ewidencji myśliwych na polowaniu. Do tej książki myśliwy wpisuje zwierzynę, którą ustrzelił. W ten sposób łowczy może mieć natychmiast wiedzę, co zostało pozyskane i jak to się ma do planów – tłumaczy Stanisław Pawluk, myśliwy. Zgodnie z prawem łowieckim przekroczenie limitów odstrzałów to przestępstwo. Prócz tego za każde zabite bezprawnie zwierzę trzeba zapłacić do Skarbu Państwa wysokie odszkodowanie. Pawluk natychmiast powiadomił o nadużyciach komendanta lubelskiej Straży Łowieckiej. - Zwracaliśmy się do kół o wyjaśnienie i w części te informacje się potwierdzały. Kierowaliśmy sprawy do prokuratur zgłaszając możliwość popełnienia przestępstwa z art. 52 Prawo Łowieckie – mówi Stefan Kowalewski, komendant Państwowej Straży Łowieckiej w Lublinie. Dziennikarze UWAGI! przejrzeli akta śledztw. W sumie było ich kilkadziesiąt, wszystkie umorzono. Jako powód umorzenia prokuratorzy podawali niską szkodliwość czynu. Czemu tak łagodnie potraktowali myśliwych? Ku zdziwieniu reporterów, w aktach znaleźli dowody, że takich rozstrzygnięć domagał się sam komendant straży łowieckiej. - Sugerowaliśmy prokuraturze umorzenie tych spraw, bo takie jest nasze prawo, mieliśmy taką możliwość. Zresztą nie było podstaw do innego działania – stwierdził Stefan Kowalewski, komendant Państwowej Straży Łowieckiej w Lublinie. O interesy Skarbu Państwa powinien dbać wojewoda lubelski, ale ten - o dziwo - popiera działania komendanta straży łowieckiej. - Czy przestępstwem jest ustrzelenie na polowaniu kilku sztuk zwierzyny więcej? Proszę nie sugerować, że prokurator kierował się wnioskami komendanta Państwowej Straży Łowieckiej. Prokurator nie musiał zastosować się do naszego wniosku – powiedziała Genowefa Tokarska, wojewoda lubelski. Przeglądając książki myśliwskie w jednej z nich dziennikarze znaleźli nazwisko lubelskiego komendanta straży łowieckiej. Okazało się, że Stefan Kowalewski nie tylko poluje, ale do niedawna był łowczym. Z dokumentów wynika, że jego koło łowieckie także przekroczyło limity odstrzału zwierząt. A zatem komendant straży był sędzią we własnej sprawie. Śledztwo dotyczące koła łowieckiego komendanta straży znalazło się wśród 70 umorzonych przez prokuraturę. Niezależnie od niej, sprawę zabicia większej liczby zwierząt badał sam Polski Związek Łowiecki. - Okręgowy rzecznik dyscyplinarny prowadził sprawę przekroczeń. Sprawa została umorzona – powiedział Marian Flis, przewodniczący Polskiego Związku Łowieckiego w Lublinie. Władze związku łowieckiego nie widzą problemu limitu odstrzałów, ale przed problemem mogą stanąć myśliwi, dzięki którym sprawa wyszła na jaw. - Miałem duże naciski równego typu. Jestem ciągle ciągany po sądach na niwie łowieckiej – przyznaje Stanisław Pawluk, myśliwy. Stanisław Pawluk nie przestraszył się kolegów ze związku łowieckiego i sprawą przekroczenia limitów odstrzałów zainteresował CBA, które natychmiast przeprowadziło kontrolę w lubelskich urzędach. - Kontrola wypadła przerażająco. Okazało się, że wojewodowie praktycznie nie wiedzieli, co dzieje się ze zwierzyną, jak wygląda pozyskiwanie zwierzyny łowieckiej w poszczególnych kołach i ile zwierząt zostaje odstrzelonych poza planem. Tylko w województwie lubelskim, w czasie rządów trzech wojewodów, Skarb Państwa stracił prawie 4,5 mln zł. – mówi Jacek Dobrzyński, rzecznik Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Po kontroli CBA sprawie nielegalnie zabitych zwierząt postanowiła się jeszcze raz przyjrzeć lubelska prokuratura. - Te sprawy będą zbadane pod kątem zasadności końcowych decyzji, czy w sprawie zebrano pełny materiał dowodowy. To pozwoli nam pod koniec kwietnia ocenić czy te decyzje umarzające postępowanie były zasadne, czy należy je podjąć i kontynuować dalej – mówi Grzegorz Janicki, Prokuratura Apelacyjna w Lublinie. Reprezentująca interesy Skarbu Państwa Prokuratoria Generalna wystąpiła do sądu z pozwem przeciwko jednemu z kół łowieckich o zapłatę ponad 300 tys. zł odszkodowania za bezprawnie zabite zwierzęta. Jeśli sąd przyzna jej rację, do sądu trafią kolejne pozwy. A Centralne Biuro Antykorupcyjne zapowiada kontrolę odstrzału zwierząt we wszystkich województwach.