Lekarka nie potrafiła rozpoznać raka

W wyniku lekarskiego błedu Zbigniew Poparda przez całe życie będzie kaleką.

Zbigniew Poparda bezkrytycznie zaufał laryngologowi, który przez kilkanaście miesięcy leczył go na nieżyt gardła powodowany paleniem papierosów. Jednak kuracja i zalecenia lekarza nie przynosiły żadnej poprawy. Okazało się, że przez cały czas u pacjenta rozwijał się cichy zabójca – rak krtani. - Okazało się, że mąż ma raka krtani – guza o średnicy 5 cm. Ma całkowicie wyciętą krtań, kość gnykową i struny głosowe – opisuje żona Renata. – Teraz już wiemy, że gdyby choroba została wcześniej rozpoznana może by nie doszło do tak strasznej operacji. Zbigniew zgłosił się do laryngologa z bólem gardła. Nie mógł jeść, a zwykłe przełykanie śliny sprawiało mu trudność. Przez 200 dni chodził na inhalacje. Lekarka oglądała go, co tydzień. Twierdziła, że ma po prostu jakieś resztki jedzenia, które usuwała bez znieczulenia skalpelem, po czym pacjent przez 3 dni pluł krwią Lekarka stwierdziła, że jestem laryngologicznie czysty – wspomina Poparda. – Moje bóle tłumaczyła tym, że może promieniują one od żołądka albo jest to psychoza choroby. Po powrocie ojca do domu, po operacji, jego synowie mieli trudności, żeby się z nim porozumieć, ponieważ mówił wręcz bezdźwięcznie. Renata wymyśliła zabawę w szeptanie, która pozwoliła dzieciom ponownie porozumiewać się z tatą. Jednak młodszy 6-letni syn długo bał się widoku bliskiej osoby z widoczną dziurą w krtani. - Pacjent zgłosił się do nas z 3 stopniem (na 4-stopniowej skali) zaawansowania raka krtani. Był to stan już bardzo daleko posuniętej choroby nowotworowej – opisuje Bogusław Mikaszewski z gdańskiej Kliniki Chorób Uszu, Nosa, Gardła i Krtani. – Jeśli do lekarza trafia chory w tak ciężkim stanie, powinien mieć przeprowadzone szczegółowe badania, podczas których specjalista powinien zaobserwować niepokojące objawy i skierować go na dalszą diagnostykę – wyrokuje Mikaszewski. Reporter UWAGI!, który udał się do lekarki pana Zbigniewa usłyszał dość pokrętne tłumaczenie. - Główną dolegliwością pana Poprady było… w krańcowej fazie oczywiście, bo to było po roku… on miał dolegliwości bólowe ze strony gardła, pieczenie, drapanie, a ponieważ był palaczem tytoniu, stwierdzany był u niego wciąż suchy nieżyt gardła – uniewinnia się pani laryngolog. Sprawa o błąd w sztuce lekarskiej trafiła do prokuratury w Słupsku. Kiedy ta wystąpiła do przychodni o oryginały historii choroby, okazało się, że różnią się one do kopii, które wcześniej zrobiła pani Renata – Lekarka, broniąc się, podopisywała różne rzeczy, m.in., że rzekomo kierowała męża na prześwietlenia. Prokuratura wykazała, że podejrzenie raka krtani zostało wpisane przez lekarza ogólnego do karty pana Poprady, miesiąc po ostatnim przyjęciu pacjenta w przychodni. Pojawiło się też parę innych wpisów z jeszcze odleglejszą datą. Jednak pani doktor nie widzi niczego nagannego w dokonywaniu zmian w karcie chorego. – Ja muszę dopisać, bo my przecież prowadzimy statystykę medyczną. To nie jest fałszerstwo, to nic nie szkodzi, że podejrzenie raka zostało dodane z datą wcześniejszą. Jeśli mam 50-70 pacjentów, to nie jestem w stanie wszystkiego wpisać na czas. Feralna „specjalistka” od krtani także uważa, że „uzupełnianie” historii choroby jest normalne. – To jest moja karta i ja mam prawo napisać na niej wszystko. W karcie wpisuje się, to, co lekarz chce zrobić z pacjentem. Nawet po pół roku. Poza tym, to było zalecenie dla mnie, a nie dla niego. To nie jest jego karta! Nawet wice-przewodniczącemu Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku, Maciejowi Pasiece jest trudno uwierzyć w logikę rozumowania obu lekarek. – To trzeba zbadać, bo może chodzić tu o bardzo poważna sprawę i fałszerstwo. Lekarz nie ma prawa robić czegoś takiego. - W pilotowanych przez nas sprawach w 90 % przypadków dochodzi do prób fałszowania dokumentacji medycznej lub jej gubienia. Zawsze są problemy z osiąganiem pełnej dokumentacji z miejsca leczenia pacjenta – przedstawia statystyki Wojciech Nalepa, przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów „Hipokrates”. - Mąż nie może się pogodzić z całą tą sytuacją. Oddycha tym otworem, a także wszystkie wydzieliny wydobywają się tamtędy, a nie nosem, nie czuje też zapachów – opisuje pani Renata. - Po tej operacji nic nie smakuje tak jak poprzednio. Wszystko jest inaczej. Czułem się bardzo źle, więc poprosiłem o pomoc. Jednak nie dano mi jej. Dlaczego ta lekarka próbowała zatuszować sprawę? Trzeba być człowiekiem i umieć przyznać się do błędu – smutno podsumowuje chory.

podziel się:

Pozostałe wiadomości