Dopalaczami w Polsce handluje pięć dużych sieci. Sklepów jest już ponad pięćset. Najwięcej w województwie łódzkim. Najpopularniejsze są tutaj Smart szopy. Właściciel tej sieci ma zaledwie 23 lata. Dopalaczowy biznes podejrzał w Anglii, gdzie pracował jako sprzedawca hamburgerów. - W ciągu niecałych dwóch lat otworzyłem 105 sklepów. Pieniądze pożyczyłem od kolegi –mężczyzna bez oporów opowiada o tym, co robi teraz. W tej chwili młody biznesmen ma nie tylko ponad sto sklepów, jeździ też drogimi samochodami, prowadzi nocne kluby, inwestuje w nieruchomości. To wszystko dzięki dochodowej sprzedaży dopalaczy i milionowym obrotom firmy. ---ramka 15774|prawo|--- - Mówi się dopalacze, ja to nazywam artykułami kolekcjonerskimi. Tu się dzieją cuda. Są tu mieszane i komponowane wszystkie kadzidełka. Ma to być takie, jak ludzie sobie życzą na forum. Żeby mieć odlot – dodaje właściciel sieci. Sam nie zażywa towaru, który zapewnił mu wielki majątek, a o swoich klientach mówi, że są debilami. Tak samo nazywa urzędników, którzy nie mogą się uporać z problemem handlu dopalaczami. - 23 sierpnia wchodzi ustawa, a my wcześniej podmieniliśmy całą gamę produktów – mówi – i wyprzedajemy wszystko, co będzie zakazane od 23 sierpnia. I już mamy sprowadzone nowe artykuły. W sklepach z dopalaczami przeprowadzono dziesiątki kontroli. Niektóre środki były sprzedawane jako sole do kąpieli, inne jako nawozy do roślin. Służby mogą jednak niewiele. Sprzedawcy dopalaczy nie przejmują się kontrolami, ich siłą jest znajomość luk prawnych. Walka ustawodawców ze sprzedawcami dopalaczy trwa. Tymczasem sklepów z tymi artykułami jest coraz więcej i coraz częściej słyszymy o przypadkach śmiertelnych po ich zażyciu. - Kiedy w Łodzi zaczął sprzedaż pierwszy sklep z dopalaczami, trafiała do nas miesięcznie jedna osoba, zatruta dopalaczami, teraz – dwie, trzy do pięciu dziennie – mówi Jacek Rzepecki z Zakładu Toksykologii w Łodzi. I dodaje, że była już jedna ofiara śmiertelna – zgon nastąpił po spożyciu środka zwanego ”gumi jagody”. Ajenci, którzy zakładają sklepy z dopalaczami często oszukują właścicieli lokali. Tak było w Nowym Targu. Sklep na terenie nowotarskiego dworca PKS-u miał oferować pamiątki. Kiedy okazało się, że towar jest zupełnie inny, dyrekcja PKS-u starym autobusem zatarasowała wejście do sklepu. Ajenci i z tym sobie poradzili – wyłamali kratę w oknie i handel trwa nadal. - Jeden sprzedaje ziemniaki, drugi koszule, a trzeci materiały kolekcjonerskie – mówi sprzedawca w nowotarskim sklepie. W Nowym Targu także była już ofiara śmiertelna – policja ustaliła, że 20-letni mężczyzna kupił w dniu śmierci pięć opakowań tzw. amfibii, zwanej potocznie ”żabką”. Lekarze nie znali składu tego środka i nie potrafili leczyć chłopaka. Sprzedawcy często sprzedają dopalacze produkowane według autorskich receptur chemików, którzy dla nich pracują – i nie ujawniają ich składu. Tak robi 23-letni dopalaczowy krezus z Łodzi. Zapytany, co myśli o tym, że po spożyciu środków, które i on sprzedaje umierają ludzie, odpowiada: - Szczerze? Nie rusza mnie to.