Cała ciąża pani Beaty przebiegała bez problemów. Jednak rozwiązanie nie nastąpiło w terminie. Po 10 dniach od wyznaczonej przez lekarza daty porodu pani Beata zgłosiła się na oddział ginekologiczno-położniczy szpitala w Jaśle. - Na izbie przyjęć, podczas USG, wykazano bardzo niski poziom wód płodowych – zauważa Anna Grajcarek, była przewodnicząca Małopolskiej Izby Pielęgniarek i Położnych – To był sygnał, że dziecko mogło być zagrożone. Lekarze zaczęli sztucznie wywoływać poród. Po nieudanej próbie panią Beatę odesłano na oddział. - Podniosło mi się ciśnienie i dostałam od pielęgniarki jakąś tabletkę – wspomina kobieta. - To błąd w postępowaniu lekarskim - zauważa profesor Andrzej Staszewski, konsultant wojewódzki w zakresie położnictwa i ginekologii. – Lekarz powinien przyjść do pacjentki i ją zbadać, zmierzyć ciśnienie i wtedy dopiero wydać decyzję. Jeżeli ją wydaje na podstawie informacji przekazanej przez pielęgniarkę i w dodatku przez telefon, to jest to niezgodne z regułami postępowania lekarskiego. Dopiero po godzinie pani Beata została przebadana. Kiedy pojawił się lekarz, było już za późno. W łonie matki zmarło zdrowe, 4-kilogramowe dziecko. - Takie rzeczy niestety się zdarzają nawet w szpitalu – mówi Łukasz Pietrus, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego w Szpitalu Specjalistycznym w Jaśle. - Przyczyną śmierci noworodka było niedotlenienie. Po prostu doszło do niewydolności łożyska. - Lekarz, który wykonywał sekcję powiedział, że wszystko było w porządku – mówi Daniel Ptaszek, ojciec zmarłego dziecka. Dokumentacja szpitalna pacjentki zawiera wiele elementów świadczących o zagrożeniu życia mającego się narodzić dziecka. Mąż pani Beaty powiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez personel szpitala.