- Zakaz dotyczący handlu solą był zakazem orzeczonym tytułem środka mającego zapewnić prawidłowy tok postępowania. To nie jest środek, który ma zapobiec ponownemu popełnieniu przestępstwa, to nie jest środek, który ma być karą, która w przyszłości może orzec sąd – mówi Magdalena Mazur-Prus, Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Do zamkniętego przez CBŚ zakładu na Kujawach kilka miesięcy temu wróciło życie. Tak samo jak kiedyś, wywrotki zrzucają towar do zsypni, gdzie sól odpadowa była suszona i pakowana w worki, w których jako spożywcza trafiała do piekarń, zakładów rybnych i mięsnych. Co dzieje się z solą teraz - trudno dostrzec, ciężarówki nie zdejmują plandek, a płot utrudnia obserwację. O dziwo okazało się, że zgodę na powtórne otwarcie obu fabryk wydała poznańska prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie afery solnej. - Pewne rzeczy do mnie nie docierają, które powinna przysłać prokuratura. Dowiedzieliśmy się zupełnie przypadkowo, na pewno nie od prokuratury. Dostali zezwolenie na sprzedaż soli. Sprzedają sól, która jest zmagazynowana na ich placu. Właściciel powiedział, że zakład jest w trakcie likwidacji, w związku z tym sól techniczną on chce sprzedać. Wierzymy w słowa właściciela, kontrola nasza nie wykazała, że jest tam prowadzona produkcja – mówi Marek Prus, Powiatowy Inspektor Sanitarny, Inowrocław. - Prokurator nie ma obowiązku informowania służb sanitarnych o tym, że uchylił środek zapobiegawczy – uważa Magdalena Mazur-Prus, Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Zgoda prokuratury na wznowienie działalności nie dotyczy produkcji soli spożywczej. Czy rzeczywiście w fabryce produkowana jest wyłącznie sól na potrzeby przemysłu i co naprawdę dzieje się w zakładzie - powinien wiedzieć miejscowy Sanepid. Czujny tym bardziej, że przed ujawnieniem przez nas afery w ogóle nie dostrzegł, że pod jego okiem dochodzi do fałszerstw na masową skalę. Mimo płotu udało nam się zobaczyć, co dzieje się w zakładzie. Wbrew założeniom prokuratora i twierdzeniom inspektora Sanepidu, w fabryce trwa produkcja. Zsypywana z ciężarówek sól pakowana jest w 25-kilowe worki, takie same jak kiedyś wyjeżdżały stąd do czołowych polskich zakładów mięsnych. Marek Szczygielski, który jako jedyny urzędnik w okolicy przed nami próbował ukrócić działalność solnych oszustów, dziś rozkłada ręce.---ramka 23555|prawo|--- - To jest kompetencja inspekcji sanitarnej, więc my nie możemy tam wejść i skontrolować. Sanepid stara się przekazywać sprawę innym organom, w tym nam, twierdząc, że ta sól nie stanowi zagrożenia dla zdrowia ludzi, bezpieczeństwa żywności. Oczywiście, że się z tym nie zgadzam – mówi Marek Szczygielski, Wojewódzki Inspektor Jakości Handlu Artykułami Rolno-Spożywczymi. Słusznie podejrzewaliśmy, że na terenie zakładu formalnie mieści się już inna firma, której nie dotyczy żadne postanowienie prokuratury. - Na terenie powiatu śremskiego funkcjonuje zakład, który jest zarejestrowany w Warszawie. Przetwarza i wprowadza do obrotu chlorek sodu jako materiał paszowy. Przeprowadzamy okresowe kontrole w związku z prowadzona działalnością zgodnie z najlepszą wiedzą – mówi Marcin Chałas, Inspektor Weterynaryjny, Śrem. - Tam jest zakład, który powstał, że tak powiem nowy. I jest pod nadzorem. Myśmy zgłaszali informacje na temat tych dwóch miejsc. Zapewnili oboje inspektorzy, że jest tam nadzór prowadzony - mówi Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego. Próbowaliśmy zapytać o przyczyny zbiorowej niemocy inspekcji sanitarnej i weterynaryjnej szefów tych służb. Obaj odmówili. Szef weterynarzy od dłuższego czasu przebywa służbowo w Rosji, na stanowisku głównego inspektora sanitarnego jest wakat. - Nie jestem w stanie zapewnić, że ta sól nie trafia na nasze stoły. Bo ja bym musiał być tam 24 godziny – uważa Marek Prus, Powiatowy Inspektor Sanitarny, Inowrocław.