Afera solna: urzędnicy przegrali w sądzie

TVN UWAGA! 135219
Mija rok odkąd UWAGA! ujawniła, jak kilku nieuczciwych przedsiębiorców sprzedawało niejadalną sól wypadową jako spożywczą. Tony produktów zawierających sól wypadową przez wiele lat trafiały na stoły nieświadomych konsumentów. Wszystko to pod okiem służb sanitarnych i weterynaryjnych, które bagatelizowały doniesienia o oszustwie. Po ujawnieniu afery urzędnicy zamiast poszukać przyczyn własnej bezradności, zajęli się walką z organizacjami konsumenckimi i dziennikarzami. Na szczęście, jak do tej pory, przegrywają.

Gdy rok temu UWAGA! ujawniła aferę solną, urzędy odpowiedzialne za bezpieczeństwo polskiej żywności konsekwentnie odmawiały ujawnienia listy wyrobów, które zawierały sól wypadową. Co ciekawe, sanepid i Inspektorat Weterynarii posiadające interesujące konsumentów zestawienie, różnie tłumaczyły odmowę dostępu do informacji. - Muszę odesłać do prokuratury poznańskiej. To już wielokrotnie było tematem naszych rozmów. My w sensie urzędowym przekazaliśmy tę sprawę do właściwego organu, którym jest Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno – Spożywczych – stwierdził Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego. - Takiej listy nie ma z uwagi na fakt, że informacja publiczna podawana jest wówczas, kiedy mamy do czynienia z produktem, który stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa konsumentów – mówił Marcin Kozłowski, dyrektor biura do spraw żywności Głównego Inspektoratu Weterynarii. Dziennikarze i organizacje konsumenckie nie dały za wygraną. Fundacja „Pro-Test” złożyła w urzędach kilkanaście tysięcy podpisów osób domagających się ujawnienia list produktów, zaś redakcja dziennika „Metro” zażądała ujawnienia informacji przez sanepid i weterynarię na drodze sądowej. - To była zbyt poważna sprawa. I służby w tej sprawie, naszym zdaniem, mało profesjonalnie wobec konsumentów się zachowywały. Zwodzono nas, uspokajano i nie dano nam wyboru. To było skandaliczne zachowanie służby, bo służby postawiły nad dobro konsumentów dobro producentów. Ludzie mieliby wiedzę i wybór i tylko o to chodziło – mówi Mariusz Jałoszewski, dziennikarz gazety „Metro”. Niedawno warszawski sąd wydał wyrok. Uznał, że sanepid nie podając zestawienia, w przewlekły sposób zwodził dziennikarzy, a weterynaria, która wprost odmówiła wydania listy zrobiła to bezprawnie. Inspektor Weterynarii odwołał się od wyroku, szef sanepidu poddał się i przekazał dziennikarzom „Metra” pożądaną listę. Od wybuchu afery solnej minął prawie rok - Sąd interpretuje konkretny przypadek i to jest interpretacja sądu. Jakiś obywatel, złożył wniosek i dostał odpowiedź, dostał listę. Tak działa prawo. Zawsze w stosunkach między administracją a obywatelem sądy kształtują jakąś linię postępowania i pewnie ten wyrok jakąś linie ukształtuje. Nasza będzie zgodna z prawem – mówi Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego. Z jednej strony w sprawie afery sąd przyznaje rację dziennikarzom, z drugiej dziennikarze muszą się przed nim tłumaczyć za przekazywanie informacji w tej sprawie. Szef wielkopolskiego sanepidu pozwał jedną z redakcji za opublikowanie rozmowy z nim po wybuchu afery. Nastąpiło to wkrótce po tym, gdy ta sama redakcja ujawniła słynną wypowiedź inspektora, w której przyznaje, że swojej rodzinie nie dałby do zjedzenia produktów z solą przemysłową. - Pozwałem dziennikarza i ten tytuł dlatego, bo uważam, że złamał prawo prasowe. Mimo mojego kategorycznego żądania o autoryzację, ta autoryzacja nie nastąpiła. Upubliczniono nagranie, które przez znaczną część czasu było wykonywane bez mojej wiedzy. Nie zostałem o tym poinformowany. Sprawa jest w sądzie i sąd to rozstrzygnie – tłumaczy Andrzej Trybusz, Wielkopolski Inspektor Sanitarny. Redakcja dziennika, który przed sądem administracyjnym wygrał proces z sanepidem, uznała, że mimo uzyskania listy, o którą walczyła tyle czasu, dziś już nie opublikuje jej w gazecie. - To jest prawie rok. Po roku jakbyśmy opublikowali taką listę, ona nie miałaby waloru ostrzegawczego jak kiedyś. Tej soli w 100 procentach już nie mam na rynku, już ją zjedliśmy. Walczyliśmy do końca, żeby pokazać służbom, że w przyszłości w takich sytuacjach muszą zmienić swoje postępowanie – wyjaśnia Mariusz Jałoszewski, dziennikarz gazety „Metro”. - Myślę, że służby niczego się nie nauczą. Sami przyznają, że jest to wypadek przy pracy i tylko kwestia interpretacji. Oni myślą swoje, sąd swoje a konsument nadal nie wie nic. Ja do tych instytucji nie mam żadnego zaufania. Jako konsument czuję się oszukany przez nich – mówi Piotr Koluch, Fundacja „Pro-Test”. Śledztwo w sprawie afery solnej trwa, zarzuty narażenia życia i zdrowia konsumentów postawiono sześciu osobom. Dowiedz się więcej o aferze solnej!

podziel się:

Pozostałe wiadomości