Afera solna. Część pierwsza

TVN UWAGA! 137170
Zamiast na drogi trafiała na nasze stoły. Sól sprzedawaną jako odpad w zakładach azotowych po przepakowaniu sprzedawano jako jadalną do wielu firm produkujących żywność. Pięć osób zajmujących się tym procederem aresztowano i postawiono im zarzuty.

Afera solna nie ujrzałaby pewnie światła dziennego, gdyby nie awaria linii produkcyjnej w zakładach Anwil SA we Włocławku. Niecałe dwa lata temu z powodu poważnego uszkodzenia instalacji elektrycznej jedne z największych w Polsce zakładów chemicznych przez blisko pół roku nie produkowały polichlorku winylu, do którego produkcji potrzebny jest chlor. Odpadem przy produkcji chloru jest tzw. sól wypadowa i jej także Anwil przez pół roku awarii nie dostarczał na rynek. I nagle na rynku soli spożywczej i peklosoli do konserwacji mięsa zawrzało. Wielu małych producentów i handlarzy zwiększyło swoje obroty nawet o połowę. Niektórzy śmiali się, że nawet gdyby podnieśli cenę soli o 100 proc. i tak sprzedaliby wszystko na pniu – telefony z zakładów mięsnych i piekarni dzwoniły bez przerwy. Sprzedaż momentalnie spadła do poprzedniego poziomu, gdy tylko Anwil wznowił produkcję chloru i sprzedaż 600 ton soli wypadowej codziennie znów trafiało na rynek. Stało się jasne to, o czym od dawna mówiło się wśród producentów soli – że na rynek spożywczy trafia masowo sól wypadowa z Anwilu SA. Kiedy kilku uczciwych producentów poinformowało nas o tym fakcie, zainteresowaliśmy się tematem. Nasze podejrzenia skoncentrowały się na trzech firmach odbierających sól wypadową, które na stronach internetowych oferują do sprzedaży także sól spożywczą. Podejrzane zakłady obserwowaliśmy od września ubiegłego roku. Najpierw postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej jednemu z zakładów w Chemiczkach koło Radziejowa w woj. kujawsko-pomorskim (formalnie mieszczą się tam dwie firmy Amasol i Konsalt), który oferował w Internecie - prócz soli przemysłowej - także sprzedaż soli na rynek spożywczy. Przez kilkanaście dni niemal bez przerwy obserwowaliśmy ten zakład. Ciężarówka pełna odpadu z Anwilu kursowała od rana do nocy, przyjeżdżała tu trzy razy dziennie, niemal we wszystkie dni robocze. Każdy transport to ponad dwadzieścia ton soli, każdy dzień to przynajmniej sześćdziesiąt ton. W tym samym czasie nie odnotowaliśmy ani jednej dostawy surowca z innego źródła. Potwierdziły się też nasze informacje, że pracownicy czujnie strzegą przed obcymi tajników zakładu. Mimo to udało nam się ustalić, co dzieje się w tajemniczej firmie. Sól wypadowa ma strukturę śniegu, po zrzuceniu z ciężarówki w Amasolu-Konsalcie jest suszona i przesypywana w sprzedażne worki. Tu właśnie dochodzi do jej cudownej przemiany w sól spożywczą. Kolejny zakład mieści się w Wielkopolsce. To ZPS Łojewski – fabryka z Kiełczynka pod Książem Wielkopolskim, która nie ma nawet szyldu. Ustaliliśmy, że na jej terenie dzieje się to samo, co w Amatolu-Konsalcie koło Radziejowa – sól z Anwilu jest suszona, pakowana w worki i sprzedawana na rynek spożywczy. Wśród odbiorców soli z obydwu obserwowanych firm znalazły się zakłady rybne, wędliniarskie i piekarnie. A także duże hurtownie spożywcze, gdzie postanowiliśmy zdobyć najważniejszy dowód: fałszowaną sól, która jest odpadem z Anwilu. Kupioną sól i peklosól zbadaliśmy dzięki pomocy naukowców z wydziału chemii Politechniki Łódzkiej. Badania potwierdziły obecność siarczanu VI sodu – substancji przeczyszczającej, która nie powinna znaleźć się w soli spożywczej, a jest jednym ze składników soli z Anwilu. Dodatkowo w próbce soli z zakładów w Wielkopolsce stwierdziliśmy obecność saletry potasowej – substancji, która spożyta - wg ekspertów - może być rakotwórcza.

podziel się:

Pozostałe wiadomości