Początek olsztyńskiej seksafery to rok 2005, a jej preludium to oskarżenie prezydenta Czesława Małkowskiego o wykorzystywanie służbowego telefonu do połączeń z numerami, pod którymi oferowane są erotyczne usługi. Rachunek za sekstelefon miał wówczas opiewać na wiele tysięcy złotych. - Sześć lat temu zwróciła się do mnie jedna z urzędniczek, która opowiedziała o jednoznacznych propozycjach pana prezydenta, obmacywaniu, całowaniu – mówi Jarosław Szostek, radny Olsztyna. Jednym z dowodów w sprawie ma być kontrowersyjne nagranie rozmowy prezydenta z jedną z urzędniczek ratusza. Kobieta, która rozmawia z prezydentem zarzuca mu nie tylko molestowanie, ale gwałt i wielokrotne zmuszanie do kontaktów intymnych. - W momencie, gdy mnie położono na stół płaski, podniesiono mi spódnicę do góry i podwinięto nogi, ja mogłam tylko mówić, żeby tego nie robił i prosić… Nawet rękoma nie mogłam się bronić, bo nie sięgałam. W każdej chwili mogłam urodzić. Prosiłam go, żeby tego nie robił, bo jestem tuż przed porodem – opowiada kobieta. Dzień po domniemanym gwałcie, kobieta zgłosiła się do ginekologa. Ten zawiadomił prokuraturę. Dziś nie chce jednak ujawnić, co wykazało badanie, ani pokazywać swojej twarzy. - Przykro mi, żadnej informacji nie udzielam – powiedział lekarz. - Jestem obiektem wyjątkowo brutalnej akcji . Wymysł horror. Dla mnie gwałt jest zbrodnią, ja w życiu nikogo nie zgwałciłem – broni się Czesław Jerzy Małkowski, prezydent Olsztyna. Seksaaferę w olsztyńskim ratuszu już w 2004 r. opisał jeden z urzędników. Książka wywołała w mieście sensację. - Opisałem około 20 afer. Różne sprawy seksualne, korupcyjne - mówi Bogdan Diaków, były pracownik ratusza w Olsztynie. Podejrzewane o intymne kontakty z prezydentem kobiety wolą milczeć. Zeznania w prokuraturze złożyły tylko dwie. - Wiem, że gdzieś po korytarzach mówiło się też o innych osobach. Ale jest sytuacja taka, że te kobiety mają rodziny, mają mężów i one nigdy w życiu nie przyznają się, że poddały się uściskom i obmacywaniu – mówi kobieta. Prezydent nadal wykonuje swoje obowiązki. - Prezydent pozostał w pracy. Tej pracy nie wykonuje dobrze. Powinien iść na urlop, bo szkodzi miastu – uważa radny Jarosław Szostek. - Wykorzystam urlop, ale nie z polecenia politycznego – mówi prezydent.