Przemoc bez kary

TVN UWAGA! 197331
- Mój syn był bity i kopany przez innych mieszkających w tym ośrodku chłopców. Wzięli go do ubikacji, rozebrali i zaczęli wsadzać mu do odbytu trzonek od mopa. I to się powtarzało cztery razy. Kazali mu jeść odchody - to wstrząsająca relacja matki jednego z wychowanków prywatnego ośrodka wychowawczego w Rejowcu. Dyrektorka, a równocześnie żona właściciela, zaprzecza, jakoby działo się tam coś niepokojącego.

Opowieść kobiety jest zatrważająca. Wynika z niej, że inni wychowankowie ośrodka mieli znęcać się nad jej dzieckiem tylko dlatego, że był tu nowy. Przemoc zaczęła się od razu, kiedy tylko tu trafił. - Jako kot musiał dostać "pucówę" - mówi matka chłopaka. Jej syn został kilkukrotnie zgwałcony, był też bity. - Syn mówi, że to trwało długo, może dwadzieścia minut. Potem już tak huczało mu w głowie, że nie pamięta, co się działo. Wszystko było za mgłą, on tylko czuł ból. Kiedy go bito inni wchodzili do tej ubikacji, korzystali i tylko się śmiali - mówi nam kobieta.

"Oni się nawet prawa nie boją"

Rejowiec to kilkutysięczna miejscowość w Lubelskiem. Pod koniec 2013 roku powstał tu niepubliczny ośrodek wychowawczy. Mieszkańcy nie kryją strachu przed tym sąsiedztwem. - To są nieletni. Oni się nawet prawa nie boją, bo wiedzą, że nie będzie jakiejś większej kary - mówią.

W październiku ubiegłego roku dziennikarka "Nowego Tygodnia" opisała, jak jeden z mieszkańców Rejowca został przez wychowanka ośrodka pocięty nożem. - Ponoć poszło o papierosy. Był też przypadek pobicia. Ofierze lekarze musieli usunąć śledzionę - mówi Maja Bajkiewicz.

Szczególne okrucieństwo

Ostatnie dramatyczne zajścia w ośrodku w Rejowcu zostały zakwalifikowane przez prokuraturę, jako znęcanie się z wyjątkowym okrucieństwem. - Na przestrzeni lat 2014-2015 skierowaliśmy pięć aktów oskarżenia przeciwko wychowankom, którzy dopuszczali się czynów z użyciem przemocy.

To wydarzenie jest szóste - mówi prokurator Andrzej Stasieczek z prokuratury rejonowej w Krasnymstawie. Te statystyki mogą nie ujmować całości zjawiska: sprawcy, w których agresorzy nie ukończyli 17 lat, trafiają nie do prokuratury, ale do sądu rodzinnego.

"Pan dyrektor nie chciał słuchać"

Od byłej wychowawczyni ośrodka w Rejowcu słyszymy, że przemoc była tam normą. - Tam jest hierarchia wychowanków: są "gity" i takie osoby, które robią wszystko to, co im "gity" każą. Wychowankowie nie mieli zapewnionego wystarczającego poczucia bezpieczeństwa. Nikt z dyrekcji o to nie dbał - mówi nam kobieta.

Jeden z wychowanków ośrodka miał poparzone dłonie. Skrzywdzili go inni chłopcy, którzy znęcali się nad nim w związku z tym, że był nowy. Najpierw kazali mu prać swoje skarpetki, potem podawać sobie herbatę. - To był rytuał z ich strony: trzeba mu było wyparzyć ręce, bo był niegodny. Bo pobrudził sobie ręce praniem skarpet - mówi nam była wychowawczyni w ośrodku. Jak na tamto zdarzenie zareagowali jej szefowie? - Pan dyrektor nie chciał słuchać o tym, że temu chłopcu ktoś zrobił krzywdę - twierdzi nasza rozmówczyni.

"Pani dyrektor zaprzecza"

Od matki kolejnego chłopca słyszymy, że jej dziecko zostało pobite w ośrodku tak ciężko, że konieczna była operacja. - Prawdopodobnie miał też wstrząs mózgu, wymiotował, miał utratę przytomności - wylicza kobieta. Również to władze ośrodka miały zlekceważyć. - Pani dyrektor zaprzecza temu pobiciu. Całkowicie - mówi matka chłopca.

Była wychowawczyni: - Zgłosiłam pobicie jednej z wychowanek na policję a jeden z pracowników pojechał z nią, żeby sprawdzić czy nie wymaga pomocy. Zostałam przez to bardzo zganiona przez dyrektora i właściciela ośrodka. A ta wychowanka za około 3 miesiące próbowała popełnić samobójstwo.

W papierach się zgadza

Kiedy o sytuację w ośrodku pytamy jego dyrektorkę, słyszymy, że wszystko jest w absolutnym porządku. - Funkcjonujemy w oparciu o ustawę, mamy odpowiednią ilość wychowawców, odpowiednią ilość grup, ośrodek jest wyposażony w to, co być powinien - mówi dyrektorka Niepublicznego Ośrodka Wychowawczego w Rejowcu, Monika Tofil.

W papierach się zgadza? - Też.

I rozdźwięku nie ma? - Zapewniam, że nie.

- Dlaczego gwałt, do którego doszło w toalecie, został zgłoszony na policję dopiero po dwóch dniach? - pytamy.

- Dlaczego pani mówi o gwałcie? - obrusza się na to pytanie dyrektorka.

- Bo to był gwałt - odpowiada reporterka UWAGI!

- Nie! Nie był - opiera się dyrektorka.

I wyjaśnia, że został zgłoszony dopiero po dwóch dniach, dlatego że personel ośrodka usiłował w tym czasie ustalić… czy poszkodowany chłopiec zechce zeznawać!

Przemoc i łamanie praw

O fali wśród wychowanków ośrodka w Rejowcu wiemy z wielu źródeł. Wyniki kontroli Rzecznika Praw Dziecka także pokazują, że w ośrodku występuje przemoc fizyczna i psychiczna, a prawa wychowanków są łamane. Po ostatnich wydarzeniach rzecznik zlecił kolejną kontrolę, którą ma przeprowadzić kuratorium. Wstrząśnięta wydarzeniami w ośrodku jest też nowa kurator oświaty w Lublinie.

Już po zakończeniu realizacji reportażu, w Rejowcu doszło do kolejnego pobicia. Wychowankowie ośrodka napadli na mieszkańca tej miejscowości. Chłopak ma złamany nos.

podziel się:

Pozostałe wiadomości