Mężczyzna jest mistrzem pszczelarskim z 65-letnim doświadczeniem. 30 czerwca tego roku sąd okręgowy w Krakowie nakazał, by liczącą 29 uli pasiekę zmniejszył do zaledwie 6 sztuk. Problemy Jamroza zaczęły się 8 lat temu, kiedy - w związku z budową zapory i zbiornika wodnego w Świnnej Porębie, koło Wadowic - został wysiedlony i przeniósł swoje ule na rodzinne działki, w oddalonej o kilka kilometrów Jaszczurowej. Zaprotestowali sąsiedzi. - Mściwość. Złośliwość. Chcą pokazać, że wieśniak nie ma nic do gadania. W związku z tym, że oni tu przyjeżdżają na niedziele, ja mam zagazować pszczoły?! To jest nienormalne – nie kryje emocji pan Mieczysław, który przekonuje, że wyrok sądu skazuje jego pszczoły na niechybną śmierć.
Jego sąsiedzi to w dużej części weekendowi letnicy. W sądzie tłumaczyli, że wlatujące do domów i ogrodów pszczoły zatruwają im życie, a część z nich jest uczulona na jad pszczeli. Przez 8 lat procesu nie było jednak ani jednej sytuacji, która zakończyłaby się ingerencją lekarską. - Przyjechałem na wieś, byłem szczęśliwy, zadowolony. Ale nie chciałem mieszkać w pobliżu fabryki miodu! W promieniu 3 km jest około 300 uli. Ta pasieka przelała czarę goryczy. Jest tego za dużo – nie kryje emocji jeden z mieszkańców Jaszczurowej. A sąsiadka Mieczysława Jamroza dodaje: - Gdybym była sądem, to bym mu wymierzyła taką karę, że by się nie pozbierał! To jest teren rekreacyjno-budowlany, a nie rolny! – podkreśla kobieta.
Polskie prawo nie reguluje kwestii związanych z hodowlą pszczół. Hodowcy opierają się na kodeksie dobrych praktyk, który zaleca, by ule oddalone były o 10 metrów od dróg i zabudowań gospodarczych. Jak sprawdziliśmy, najbliższej położony dom znajduje się w odległości 69 metrów od pasieki pana Mieczysława. Kolejne są oddalone o prawie 170 metrów.
Po 7 latach procesu Sąd Rejonowy w Wadowicach oddalił w całości pozew przeciwko panu Mieczysławowi. Przykrą niespodziankę sprawił jednak wyrok sądu drugiej instancji: wyloty pszczół zostały potraktowane, jako szkodliwa ingerencja w nieruchomości sąsiadów. Sąd nakazał zmniejszenie liczby uli w pasiece do 6 sztuk. - Wyrok jest dla mnie niezrozumiały – komentuje wiceprezes Związku Pszczelarzy w Krakowie, Przemysław Szeliga. I uzasadnia: - Jeżeli możemy legalnie trzymać pszczoły w Krakowie, a nie możemy w małej miejscowości Jaszczurowa, to gdzie będziemy te pszczoły trzymać?
Od dłuższego czasu naukowcy zwracają uwagę na problem ginących pszczół i to, jak wiele zawdzięczają im ludzie. Pasieki zaczęły się pojawiać nawet w centrach dużych miast. Jedna z nich znajduje się pod budynkiem Sejmu. Udało nam się też znaleźć pasiekę, która od wielu lat, bez przeszkód, istnieje w samym sercu Krakowa, w pobliżu przystanków komunikacji miejskiej. - W pierwszym roku ludzie byli zszokowani, odgrażali się, napisali list protestacyjny żeby mnie wyrzucić – opowiada pszczelarz, Józef Juszczyński. Od tamtego czasu minęły 33 lata. Pszczoły zostały. - Ja nikomu nie przeszkadzam i nikt mnie nie przeszkadza. A pszczoły? One ludźmi nie są zainteresowane! – mówi pan Józef.
- Nigdy nie byłem pod budką z piwem, w pobliżu restauracji, nigdy na wczasach nie byłem. Bo zawsze w lecie były pszczoły! Bo to sezon. Mam nadzieję, że ktoś to usłyszy! – apeluje Mieczysław Jamróz.
Po ostatnim wyroku sądu jedynym ratunkiem dla jego pszczół jest skarga kasacyjna. W tej sprawie mogą ją złożyć jedynie Prokurator Generalny lub Rzecznik Praw Obywatelskich. By zainteresować właściwe organy, pan Mieczysław czeka jeszcze na pisemne uzasadnienie wyroku sądu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.