Doradztwo za pieniądze Jak udało się ustalić dziennikarzom UWAGI!, Krzysztof Orszagh i Weronika I. organizowali nielegalne adopcje od końca 2011 do sierpnia 2012 roku. Przez Internet wyszukiwali kobiety w ciąży, które chciały oddać swoje dziecko do adopcji i oferowali im pomoc w znalezieniu odpowiedniej rodziny. Pary, które chciały adoptować dziecko za pośrednictwem Krzysztofa Orszagha, podpisywały w jego kancelarii porozumienie, w myśl którego Orszagh zapewniał im doradztwo prawne. Istotą tego doradztwa było wskazywanie klientom możliwości składania w urzędzie stanu cywilnego fałszywego oświadczenia, że ojcem biologicznym dziecka jest mężczyzna adoptujący je. Na tej podstawie urząd wydawał akt urodzenia niezgodny ze stanem faktycznym. Honoraria za takie doradztwo prawne trafiały na konta kancelarii Weroniki I. oraz na konto niepełnoletniego wówczas syna Orszagha. Poza opłatą dla kancelarii, pary płaciły także za badania kobiet ciężarnych i opiekę nad nimi do czasu porodu. Reporterka Uwagi! TVN odnalazła małżeństwo, które skorzystało z usług Krzysztofa Orszagha. Twierdzi ono, że Krzysztof Orszagh, choć nie jest adwokatem, przedstawiał się jako mecenas doskonale znający się na prawie rodzinnym. - Byliśmy szczęśliwi, że w ogóle znalazł dla nas czas. Mówił, że wszystko jest legalne, zgodne z prawem. Gdyby tak nie było, to nigdy byśmy się na to nie zdecydowali. Po to szukaliśmy adwokata, by wszystko było legalne – twierdzi pani Katarzyna.Rodzice bez weryfikacji Na trop kontrowersyjnych adopcji reporterzy Uwagi! TVN trafili rok temu. Wówczas Krzysztof Orszagh tak tłumaczył swoje działania: - Dziecko ma trafiać do rodziny, która zdaniem ośrodka adopcyjnego ma spełniać określone wymagania. Natomiast niektóre te wymagania są powiedziałbym dość wyśrubowane. Zaczynają być abstrakcyjne. Rzeczywiście wskazywałem takim osobom, że jest również możliwość potwierdzenia przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego faktu, iż ojcem dziecka nienarodzonego jest obecny w urzędzie mężczyzna i kobieta ciężarna. Natomiast uprzedzałem te osoby, że takie właśnie oświadczenie jest niezgodne z prawem. […] Natomiast decyzja, co do tego w jaki sposób postąpią, należała rzecz jasna do tych osób - powiedział wówczas TVN Krzysztof Orszagh Po narodzinach dzieci, Krzysztof Orszagh uczestniczył w przekazywaniu noworodków parom, które mu zapłaciły. Z ustaleń reporterów TVN wynika, że w żaden sposób nie sprawdzał sytuacji życiowej tych par, ich przygotowania do opieki nad dzieckiem. Nie wymagał także dokumentów wskazujących na to, że przechodzili weryfikację ośrodków adopcyjnych. - Twierdził, że skoro jest to adopcja ze wskazaniem, to nie trzeba testów i dokumentów. Pytał jedynie czy jesteśmy pewni, że chcemy dziecko i czy wiemy, że to nie jest kotek lub piesek, którego można oddać do schroniska. Poza tym oczywiście pytał nas o środki materialne - wspomina pani Katarzyna.Poddali się karze Wśród osób ścisłe współpracujących z Krzysztofem Orszaghiem, którym prokuratura postawiła zarzuty, znaleźli się także jego pracownica Justyna G. oraz ginekolog dr Tomasz R., który badał ciężarne kobiety. Justyna G. zajmowała się m.in. tłumaczeniem dokumentów związanych z nielegalnymi adopcjami, udzielaniem porad klientom i przygotowywaniem pism procesowych. Akt oskarżenia przeciwko Krzysztofowi Orszaghowi oraz jego współpracownikom trafił do Sądu Okręgowego Warszawa Praga. Oskarżonym grozi do pięciu lat więzienia. - Troje z oskarżonych złożyło wnioski o dobrowolne poddanie się karze i zakończenie sprawy bez przeprowadzenia procesu – poinformował rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie, Marcin Łochowski. Z naszych informacji wynika, że Krzysztof Orszagh przyznał się do winy. Zaproponował dla siebie karę dwóch lat pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na pięć lat oraz przepadek korzyści majątkowej w wysokości ponad 68 tysięcy złotych. Kobiety, które chciały oddać swoje dzieci oraz osoby, które chciały je nielegalnie adoptować są oskarżone o wyłudzenie poświadczenia nieprawdy w urzędach stanu cywilnego. Grożą za to trzy lata więzienia. Niewiadomy jest na razie los dzieci, które w ten sposób trafiały do nowych rodziców. Marta, która półtora roku temu oddała swoje dziecko, teraz walczy w sądzie z małżeństwem z Węgier o odzyskanie syna. Choć już dwa tygodnie po porodzie zażądała na piśmie od Krzysztofa Orszagha oddania dziecka, do dziś syn do niej nie wrócił. Sprawa od ponad roku jest rozpatrywana w Polsce, teraz trafiła również do sądu na Węgrzech. Timo S., mężczyzna, który złożył w urzędzie stanu cywilnego niezgodne z prawdą oświadczenie, że jest biologicznym ojcem dziecka, chce by półtoraroczny chłopiec pozostał z nim i jego żoną. Po raz pierwszy o pośrednictwie w nielegalnych adopcjach opowiedzieliśmy w maju 2013 roku. Archiwalny reportaż można obejrzeć tutaj:Były Rzecznik Praw Ofiar podejrzany o organizowanie nielegalnych adopcji