Kazał mu się rozebrać. Mógł zostawić tylko skarpetki.

TVN UWAGA! 173826
Jeden z czołowych trenerów tajskiego boksu w Polsce rozbierał do naga i bił pasem swoich podopiecznych. Kiedy w UWADZE! ujawniliśmy ten skandal, rodzice pozostałych małych sportowców, stanęli murem za… trenerem. Nasz reporter dociera tymczasem do kolejnych poszkodowanych chłopców, którzy opowiadają m.in. o wspólnych kąpielach małych sportowców z Robertem K.

- Mieliśmy się wtedy rozebrać do naga, kucnąć na kanapie, on wziął ten swój czarny pas i nas zaczął bić – opowiadał w UWADZE! były podopieczny trenera. Sprawa ujrzała światło dzienne w październiku ubiegłego roku. To wtedy matka 11-letniego wówczas chłopaka zorientowała się, że jej syn jest przez trenera bity. Młody zawodnik musiał też rozbierać się do naga. Chłopak zapamiętał, że trener robił mu zdjęcia. – Syna nie bolało to, że jest bity tym pasem czy ręką, tylko, że musiał się rozebrać i ktoś na niego patrzył. Najgorszy był ten wstyd - opowiada kobieta. Sprawą zajęła się prokuratura.

W rozmowie z naszym reporterem trener przyznał się do rozbierania i bicia zarówno 11-latka jak i jego młodszego brata. Nie wpłynęło to jednak na postawę rodziców pozostałych dzieci, które trenuje Robert K. W programie emitowanym na żywo zapewniali, że trener jest niewinny, a oskarżenia wobec niego są wymysłem matki chłopców. – Nie ma dowodów! Są tylko słowa! – mówili w ogromnych emocjach.

Kilka dni później, do naszego reportera napisała jedna z matek. Kobieta uczestniczyła w naszym programie, przekonana o stronniczości reportażu. Po powrocie do domu jej syn – jak to określiła - „rozkleił się”. Po dłuższych namowach rodziców, przyznał, że i jemu przydarzyło się coś podobnego jak bohaterom pierwszego materiału. „Nie mogliśmy uwierzyć” - napisała kobieta. – „Okazało się, że na obozie zimowym, trener, w ramach kary, zamknął się z synem w pokoju i kazał mu się rozebrać. Mógł zostawić jedynie skarpetki. Miało się położyć tak, by na łóżku leżał brzuchem, a kolanami klęczał. Dostał klapsa pasem i mógł się ubrać. Nikomu o tym nie powiedział” – napisała w liście do nas kobieta.

Również po emisji naszego reportażu do prokuratury zgłosił się ojciec 12-letniego chłopca. - Przekazał nam informację, że w stosunku do jego syna były realizowane bardzo podobne zachowania – mówi Krzysztof Kopania, rzecznik prokuratury okręgowej w Łodzi. Śledczy wysłuchali też historii kobiety, której syn trenował kilkanaście lat temu. – Informacje, jakimi dysponujemy obecnie są szersze. Zrealizowano przeszukanie, w toku którego zabezpieczone zostały laptopy, karta pamięci, pendrive, telefon komórkowy – wylicza prokurator Kopania. – Chcemy odtworzyć zawarte tam treści. Sprawdzić, czy nie ma treści niedozwolonych, zabronionych – uściśla.

Nasz dziennikarz dociera tymczasem do Kamila, byłego zawodnika, który przed kilkoma laty trenował u Roberta K. Mężczyzna wspomina sparing z trenerem, zakończony „chrztem bojowym” czyli uderzeniem pasem w pośladki. – Miałem opuścić spodnie i dostałem. Byłem w pokoju z chłopakiem, który miał taki trening nocny w jeszcze bardziej zboczonej formie, bo miał się rozebrać do naga, miał wtedy zawiązane oczy i musiał przez cały czas być pod ścianą w przysiadzie. Wydawało mu się, że były robione zdjęcia – opowiada Kamil. Inny znajomy opowiadał mu o nietypowej prośbie, jaką otrzymał od trenera. Chodził o umycie Robertowi K. pleców. – Ponieważ rzekomo miał jakiś problem z kręgosłupem. On się kąpał z trenerem, pod tym prysznicem, na tej zasadzie… Mnie się to wydawało dziwne – mówi Kamil.

Chociaż sprawa ujrzała światło dzienne już jesienią, trener nadal prowadził w tym roku zajęcia w jednej ze szkół podstawowych na terenie Łodzi. - Toczy się postępowanie wyjaśniające, czekamy na wynik. Sąd rozstrzygnie – ucina rozmowę dyrektorka SP nr 42 w Łodzi, Iwona Pabich. Zapewnia jednocześnie, że od trzech miesięcy trener nie prowadzi w jej placówce zajęć. Zapytani o Roberta K. przypadkowi pracownicy szkoły przedstawiają jednak zupełnie inną wersję. Dowiadujemy się, że był w szkole zaledwie kilka dni wcześniej. – Nie hospituję wieczornych zajęć, one są pozalekcyjne – nie traci rezonu dyrektorka, po czym kończy rozmowę.

Do emisji reportażu Robert K. występował, jako wiceprezes Polskiego Związku Muaythai. Próbowaliśmy porozmawiać z nim na mistrzostwach Polski dzieci i kadetów. Na amatorskich nagraniach widać wyraźnie, że czynnie uczestniczył w zawodach. Kiedy na miejscu pojawił się nasz reporter, Robert K. ukrył się w jednym z pomieszczeń klubu sportowego. Dostępu do niego bronili najbardziej oddani zawodnicy i asystenci. Jeden z nich argumentuje, że nie wierzy w relacje poszkodowanych chłopców, bo „zna pana K. dziesięć lat”. – To dobry człowiek – słyszy nasz reporter.

Trenera spotykamy przed łódzkim sądem, gdzie ruszył proces w sprawie o naruszenie nietykalności cielesnej dwóch braci. - Na prośbę adwokata mam nie udzielać żadnych wywiadów – powiedział tylko Robert K.

Ze względu na dobro dzieci, proces został utajniony. Decyzją sądu ewentualne nowe sprawy będą rozpatrywane w osobnych postępowaniach, kiedy prokuratura zbierze materiał dowodowy. – Na rozprawie dowiedziałam się, że oprócz moich synów są jeszcze inne, poszkodowane przez pana Roberta. Ile tych dzieci jest, tego nie wiem, ale wiem że rodzice się otworzyli i zaczęli mówić. A mnie nikt nie chciał uwierzyć… – mówiła nam matka chłopców.

podziel się:

Pozostałe wiadomości