„Walczy do ostatniej chwili”. Kulisy Sławy Krzysztofa Hołowczyca

KRzysztof Hołowczyc
Kulisy Sławy Krzysztofa Hołowczyca
Ściga się od blisko 40 lat i wciąż chce być pierwszy. Znanego rajdowca Krzysztofa Hołowczyca odwiedziliśmy na jednego rodzinnej Warmii.

Krzysztof Hołowczyc od lat 80. ściga się w rajdach samochodowych. Był rajdowym mistrzem Europy i trzykrotnie zdobył tytuł Mistrza Polski. Już 10 razy startował w Dakarze, najsłynniejszym rajdzie świata. W 2015 roku zdobył tam 3. miejsce. Choć 60-latek już raz ogłosił zakończenie sportowej kariery, nie może przestać rywalizować.

- Myślałem, że pojadę raz na Puchar Świata, ale na tym pucharze walczyłem o zwycięstwo albo wygrywałem. Powiedziałem sobie: „Chłopaku, może jeszcze spróbujemy coś zrobić” - tłumaczy.

- To, że wrócił do rajdów, to mnie w ogóle nie dziwi, bo bez rajdów by umarł – uważa Maciej Wisławski, pilot rajdowy.

- On zawsze musi wygrać – dodaje Adam Kornacki, dziennikarz motoryzacyjny.

Warmia

Krzysztof Hołowczyc pochodzi z Olsztyna i wciąż mieszka z rodziną na Warmii. Jest ojcem trzech córek - dwie są już dorosłe, a dzięki wnuczce, rajdowiec może mówić o sobie dziadek.

W przeszłości bywały lata, kiedy większość roku spędzał poza domem.

- Pamiętam, jak miała się urodzić Karolina, pierwsza córeczka. Pędziłem z rajdu. Rajd skończył się późno wieczorem, ja wsiadłem i pojechałem do domu. Zjawiłem się i Danusia mówi: „To wieź mnie do szpitala. Doczekałam się”. Poczekała na mnie, była kochana – wspomina rajdowiec. I dodaje: - Ale pewnie w wielu momentach powinienem być, a nie byłem. Nie wszystko jest idealnie. Takie jest życie.

- Były jakieś momenty, że były urodziny i taty nie było. Natomiast mama na tyle rekompensowała nam tę nieobecność taty, że nauczyłam się z tym żyć – mówi Alicja Hołowczyc. I dodaje: - Jak już tata z nami był, to zawsze na 100 procent. Zawsze fajnie spędzaliśmy czas. Coś za coś, w życiu zawsze tak jest. Nie czuję się z tym źle, nigdy nie czułam się zaniedbana z jego strony.

- Zawsze żałowałem, że za mało czasu spędzałem z dziećmi, ale to są koszty. Ja je wszystkie kocham równo, są wspaniałe. Każda z nich jest inna, każda ma swój świat. To świetne dziewczyny – podkreśla Krzysztof Hołowczyc.

Żona Krzysztofa - Danuta bardzo rzadko pojawia się w mediach.

- Jej się to po prostu nie podoba. Ona ma swoje życie – kocha naturę, prostotę, swoje klimaty i szanuję to – mówi rajdowiec.

- Którakolwiek nie byłaby godzina, jak ruszamy na rajd i jesteśmy blisko OS-u [Odcinka Specjalnego – red.], to Hołek dzwoni do Danusi, ona mu mówi parę słów i jest innym człowiekiem. Wtedy może jechać – przywołuje Łukasz Kurzeja, pilot rajdowy.

Ryzyko

Krzysztof Hołowczyc wielokrotnie ulegał wypadkom podczas rajdów. Najpoważniejszy, na Dakarze 10 lat temu, zakończył na wózku. Kierowca połamał wtedy żebra i w dwóch miejscach uszkodził kręgosłup.

- Czasami lepiej mieć wypadek, czy poczuć jak to boli, bo ma się potem świadomość. Ktoś kto przeżył swój błąd, może drugi raz już go nie popełnić. Przeżywałem różne, ciężkie chwile i na koniec się okazywało, że to mnie czegoś nauczyło. Że to dało mi jakiś napęd – mówi Hołowczyc.

- Nie jest tajemnicą, że miałem raka i wyglądało na to, że będzie to kończąca scena, że gaśnie światło. Finalnie dzięki temu oglądam teraz każdą sekundę, bo wiem, że ma wartość. Warto się cieszyć chwilą – przekonuje rajdowiec.

Od 10 lat Krzysztof Hołowczyc ćwiczy w centrum fizjoterapii w Olsztynie. Trafił tam na rehabilitację po urazie kręgosłupa podczas wypadku na rajdzie Dakar.

- Czasem rano wstaję i mówię – nie dojdę. Mam tego dość, położę się i będę spał. Ale idę, ruszam się. Jak wychodzę po wszystkim, to jest uśmiech, życie wygląda inaczej. Ruch fizyczny, to jest coś pięknego, to esencja dobrego samopoczucia, chęci do życia i woli walki. Trzeba się ruszać, bo fizyczność jest częścią nas – przekonuje.

Obok treningów rajdowiec regularnie korzysta z różnych zabiegów regeneracyjnych. Ulubiony to tlenoterapia.

- Hołek przykłada też dużą wagę do tego, co je, kiedy je. Dba o siebie – fizycznie i mentalnie. Jest u niego chęć życia, on zawsze chce – mówi Łukasz Kurzeja.

Mimo ogromnego doświadczenie rajdowego Hołowczyc nie ustrzegł się od błędów jako zwykły kierowca.

Kilka lat temu, za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym, na trzy miesiące zatrzymano mu prawo jazdy. Pod koniec ubiegłego roku głośno było również o dachowaniu jego samochodu na leśnej drodze. Hołowczyc tłumaczył kraksę tym, że na drogę wbiegła sarna.

- Całe życie innych uczę, bo na wszystkich szkoleniach jest, że jak się widzi zwierzątko i nie da się go ominąć, to trzeba je wziąć na siebie. Ja myślałem, że je ominę, oczywiście udało mi się te zwierzątko uratować, moje córki mówią – tatuś, uratowałeś sarenkę, ale niestety samochód wpadł do rowu – tłumaczy.

Okazuje się, że w rajdowcy wciąż drzemią niespełnione marzenia.

- Chciałem być mistrzem świata, gdzieś to siedzi, gdzieś boli. Dlaczego wróciłem do Pucharu Świata, do Dakaru? Byłem na trzecim miejscu, ale trzeci to drugi przegrany. Na podium trzeba stanąć po środku, wtedy można dumnie spoglądać daleko przed siebie – mówi Hołowczyc.

podziel się:

Pozostałe wiadomości