Prawie 90-letnia pani Danuta mieszkała na warszawskiej Sadybie ze swoim synem - Zbigniewem. 14 lat temu kobieta złamała nogę. Od tego czasu leżała przykuta do łóżka, a jedynym jej opiekunem był syn, który teraz przebywa w jednym z warszawskich szpitali. - Nic nie była w stanie zrobić sama. Była obłożnie chora. Wszystko trzeba było przy niej zrobić. Zostawiałem ją samą na godzinę, góra półtorej – mówi Zbigniew Sekular, syn pani Danuty. Na początku listopada pan Zbigniew wyszedł z domu po zakupy do pobliskiego sklepu. Na przejściu dla pieszych został potrącony przez samochód. Stracił przytomność i ze złamanym udem trafił do szpitala. W szpitalu mężczyzna na chwilę odzyskał przytomność i zawiadomił lekarza, że w domu została jego samotna matka. Pan Zbigniew jeszcze kilkakrotnie tracił i odzyskiwał przytomność. - Po obudzeniu się zapewniano mnie, że opieka społeczna została powiadomiona. Mnie jednak coś dręczyło i niepokoiło. Miałem złe przeczucie – mówi Zbigniew Sekular. W tym samym czasie w szpitalu przebywał również wujek pana Zbigniewa. Gdy po kilku tygodniach wyszedł ze szpitala, chciał się skontaktować z siostrą. Jednak jej telefon milczał a drzwi w domu były zamknięte. Zaniepokojony poprosił o pomoc policję, wraz z nią znalazł zwłoki siostry. - Wezwałem policję, otworzyli drzwi na taras. Powiedzieli, że są zwłoki i już rozwiązał się problem jednej osoby, której szukałem. Jestem lekarzem. Zwłoki musiały leżeć już parę dni. Żadnej pomocy, chora miała przykurcze kończyn, nie zdolna była do poruszania się i do samoobsługi. Umierała z głody, pragnienia i zimna – mówi Sławomir Kosakowski, brat pani Danuty. Dlaczego zmarła kobieta i kto przyczynił się do jej śmierci, to ma wyjaśnić postępowanie wszczęte przez prokuraturę. - Posiadamy protokół z sekcji zwłok. Sekcja wykazała ropne zapalenie dróg oddechowych, ogniska zapalenia płuc, co pozwala na wstępne ustalenie, że przyczyną zgonu była niewydolność wielonarządowa - mówi Paweł Wierzchołowski, zastępca Prokuratora Rejonowego Warszawa – Mokotów. Szpital przyznaje, że lekarze wiedzieli o kobiecie, która samotnie została w domu. Pracownicy twierdzą, że dopełnił wszystkich formalności i byli przekonani, że matką pacjenta zajmie się opieka społeczna. - Pacjent po przyjęciu do szpitala zgłaszał fakt, że w jego domu pozostała matka, która wymaga opieki. Poinformował również, że nie posiada innej rodziny. Pół godziny po zgłoszeniu, w szpitalu pojawiła się policja, zebrała informacje od lekarza dyżurnego oraz od pacjenta. Byliśmy przekonani, że policja dopełni wszystkich niezbędnych czynności – mówi Beata Mastalerz, rzecznik Szpitala Czerniakowskiego w Warszawie. - Z posiadanych przez nas informacji wynika, że nie została podjęta żadna interwencja w miejscu zamieszkania – dodaje Paweł Wierzchołowski, zastępca Prokuratora Rejonowego Warszawa – Mokotów. Policja nie chce jednoznacznie przyznać się do błędu. Komendant stołeczny wszczął jednak postępowanie mające wyjaśnić, dlaczego policjanci nie zareagowali na informację o samotnej kobiecie pozostawionej bez opieki, ani też nie powiadomili o niej opieki społecznej.