Janusz Wójcik: Moje jedyne uzależnienie to piłka nożna

TVN UWAGA! 157841
- Zawsze miałem broń. Ostrą broń. Był taki moment, że nawet myślałem o tym, żeby sobie w łeb walnąć – mówi Janusz Wójcik. W Kulisach Sławy kontrowersyjny były trener piłkarski opowiada o alkoholu, pieniądzach i korupcji. Oraz jedynym - jak twierdzi - swoim uzależnieniu: piłce nożnej.

- Dałem się wrobić mendom społecznym. Straciłem dużo pieniędzy. Nie mogłem sobie darować, że dałem się wykiwać frajerom – opowiada o momencie swojego największego załamania Wójcik. Na operacjach finansowych, których dzisiaj żałuje, stracił cztery miliony złotych. To wtedy rozważał nawet odebranie sobie życia. Dziś nie ma stałego zajęcia. Po największej w historii polskiego futbolu aferze korupcyjnej – stracił licencję trenerską.

Wygrana za salceson

Wójcik był przeciętnym piłkarzem. Ale trenerem - fenomenalnym. Do legendy przeszła reprezentacja olimpijska, z którą 23 lata temu na igrzyskach w Barcelonie, zdobył srebrny medal. Potem przyszedł kryzys. - W różnych sytuacjach byłem. Nawet gdzieś tam kulka przeleciała koło główki, ale nigdy w galoty z tego powodu nie popuściłem – wspomina filozoficznie, w rozmowie z reporterem TVN, Wójcik. Był jedną z kilkuset osób, którą zatrzymano i oskarżono o udział w ustawianiu meczów piłkarskich. Nigdy do niczego się nie przyznał, ale by uniknąć procesu dobrowolnie poddał się karze. Sąd skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Do dzisiaj nie może prowadzić żadnej drużyny.

Ile pan kupił meczów, ile pan sprzedał? – pyta reporter TVN.

- Żadnego – odpowiada Wójcik.

Kiedy dziennikarz powtarza pytanie, odpowiada już inaczej: - Nie pamiętam.

Po chwili znów przekonuje jednak, że ręce ma czyste. - Nie mówię, że jestem niewinny. Bo wiedziałem o tym, co się działo. Nie tylko w pierwszej, drugiej i trzeciej lidze. Sprzedawano mecze w okręgówkach! Za skrzynkę wódki, za salceson. Sprzedawało się, jak konia na targu – mówi Janusz Wójcik. Szczerze opowiada też, jak usiłował przekonywać sędziów, by „gwizdali” po jego myśli. - Siadaliśmy, wypijaliśmy po ćwiarteczce, albo po winku. Mówiłem: „Nie rób mi krzywdy”. Oni mówili: „Coś by się przydało przytulić”. A ja: „Nie mamy”. Bo Nowy Dwór nie miał pieniędzy. I dlatego spadł z ligi.

Opowieści Wójcika składają się na barwny obraz mizernej ligi, w której – jak opowiada – bywało i tak, że sami trenerzy nie wiedzieli o tym, że za ich plecami piłkarze ustalili już wynik meczu. Oczywiście przed jego rozpoczęciem. Jednocześnie przekonuje, że piłka nożna to jego życiowa pasja. Wymagająca pasja. – To olbrzymi stres. Wszyscy piją – dodaje były trener.

Mądry piłkarz sięga po browar

Odstresować się można biegając wokół boiska – zauważa dziennikarz.

- Wokół boiska to biega głupek. A mądry piłkarz sieknie dwa-trzy browary, poprawi czymś mocniejszym i koniec. Niektórzy nie muszą tego robić. Palą więcej, czy coś – zastanawia się Wójcik. Sam wspomina, z nostalgią, pierwszą wypitą wódkę. – Miałem 23 lata – precyzuje. Piwo i wino pijał już wcześniej. W technikum. Już jako trener piłkarski w przerwie meczów, dla rozładowania emocji, wypijał lampkę koniaku. Ale na pytanie, czy jest alkoholikiem, stanowczo zaprzecza. – Nie. Ostro i zdecydowanie nie – stwierdza.

Przed kilkoma laty niemal wszystkie media, nie tylko sportowe, donosiły o wypadku Janusza Wójcika. Trener spadł ze schodów w swoim domu i uderzył głową w metalową, ostro zakończona wazę. – Gdybym był narąbany, to od razu spadłbym ze schodów. Może byłem po paru piwach, ale pijany nie – zaznacza Wójcik. Reportera TVN oprowadza po swoim domu i rekonstruuje zdarzenia feralnej nocy: zszedł ze schodów i spadł z ostatnich stopni. – Poleciałem na ścianę, osunąłem bezwładnie i nadziałem się na szpic wazy. To wlazło do środka, przebiło czaszkę, weszło w mózg. Krew tryskała jak z kranu. Karetka zabrała mnie w pół żywego.

Życie Wójcika udało się uratować tylko dzięki skomplikowanej operacji. – Od tamtego czasu mam całkowity zakaz spożycia alkoholu. Tak lekarze napisali w wypisie. Oczywiście nie przestrzegałem tego. Nawet zaraz po operacji – mówi.

Teraz, jak twierdzi, sytuacja diametralnie się zmieniła. - Z 31 grudnia na 1 stycznia wypiłem tylko pół kieliszka szampana! – chwali się Wójcik.

Nie kryje jednak innego swojego uzależnienia: od piłki nożnej. Janusz Wójcik generalnie lubi blask jupiterów. Dekadę temu został nawet posłem z list partii Andrzeja Leppera. Wcześniej był związany z SLD, a jeszcze wcześniej z PZPR. Ostatnie lata nie są dla niego łaskawe. Dziś Wójcik próbuje wszelkimi sposobami znów znaleźć się w centrum uwagi. Planuje pomagać w wyszukiwaniu nowych talentów piłkarskich.

podziel się:

Pozostałe wiadomości