Zerwany dach zabił mu żonę i córki. „Obawiam się, że winny nie zostanie wskazany” [CZĘŚĆ 2]

TVN UWAGA! 322099
Pan Paweł w kilka chwil stracił całą rodzinę. Zerwany dach wypożyczalni nart zabił jego dwie córki i żonę. Nadal nie wskazano winnego tragedii. Śledztwo prokuratury utknęło w martwym punkcie.

Przypominamy pierwszą część reportażu >

Tomasz Ż.

Wypożyczalnia sprzętu, z której porywisty wiatr zerwał dach, stoi w bezpośrednim sąsiedztwie stacji narciarskiej.

- Nie znaliśmy tej osoby. Pierwsze informacje o personaliach właściciela pojawiły się już po zdarzeniu. Ta wypożyczalnia nie działała w obecnym sezonie. Właściciel zaprzestał działalności rok wcześniej. W czasie tragedii budynek był nieużywany – komentuje Artur Pustówka, przedstawiciel stacji narciarskiej.

Według prokuratury, inwestorem, który postawił wypożyczalnię na Wierchu Rusińskim jest 35-letni przedsiębiorca, Tomasz Ż. Mężczyzna pochodzi z okolic Nowego Targu.

Tomasza Ż. bardzo trudno znaleźć. Członkowie rodziny podają sprzeczne adresy jego zamieszkania. Mężczyzna nie chciał z nami rozmawiać. Prokuratura nałożyła na niego zakaz opuszczania kraju oraz zabezpieczyła jedynie cztery tysiące złotych w poczet kary.

- Póki co, nie widać postępów w śledztwie. Mam nadzieję, że przeprowadzone zostanie bardziej szczegółowe dochodzenie, które wskaże winnych – podkreśla Paweł Kośnik.

Podejrzany twierdzi w swoich zeznaniach, że to nie on ponosi odpowiedzialność za zerwany dach. Zrzuca winę na właściciela działki. Twierdzi, że zostawił mu obiekt w ramach ich rozliczeń.

- Obawiam się, że winny nie zostanie wskazany. Takie przepychanki często do tego prowadzą. Jeden wskazuje drugiego, umowy są niejasne, w grę wchodzą samowole budowlane. Trudno wskazać winnego – dodaje pan Paweł.

- Śledztwo może być opóźnione przez sytuację epidemiologiczną. Nie możemy wciąż otrzymać opinii biegłego z zakresu budownictwa, która to byłaby podstawą do tego, by zmienić, czy poszerzyć zarzuty Tomaszowi Ż. – komentuje Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Nadzór budowalny

Kilkadziesiąt minut po tragedii na Wierchu Rusińskim oprócz policji i prokuratury pojawili się też inspektorzy nadzoru budowlanego z Zakopanego.

- Obiekt został wykonany bez wymaganego pozwolenia. Dodatkowo dach nie był odpowiednio przymocowany do konstrukcji. Ustaliliśmy inwestora, który w to miejsce przywiózł ten obiekt – mówi Jan Kęsek, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Zakopanem.

Po tragedii, w której zginęła rodzina pana Pawła nadzór budowlany w Zakopanem rozpoczął wzmożone kontrole na terenie powiatu. Odkryto aż 160 obiektów, które potraktowano, jako potencjalne samowole budowlane.

- Nie wszystkie obiekty jesteśmy w stanie skontrolować. Mamy ograniczoną ilość pracowników. Jeśli dysponowalibyśmy większymi środkami, może nie doszłoby do takiej tragedii. Gdybyśmy wiedzieli, że dojdzie do takiej tragedii, na pewno byśmy jej przeciwdziałali – dodaje Jan Kęsek.

Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego nakazał rozbiórkę porzuconej wypożyczalni nart. Do czasu realizacji reportażu nakaz ten był bagatelizowany przez właściciela obiektu.

- Żeby to postępowanie nie zostało rozmyte zostało przekazane do krakowskiej prokuratury. Tamtejsi prokuratorzy zrobią wszystko by tragedię wyjaśnić i wskazać winnych – zaznacza Janusz Hnatko.

- Mnie została tylko żałość i myśl o tym, że zobaczą to osoby odpowiedzialne bezpośrednio za te bezmyślne działanie, które doprowadziły do tak wielkiej tragedii, która mnie spotkała – kończy pan Paweł.

podziel się:

Pozostałe wiadomości