„Byłam damą, jestem nędzarką”

Starość, samotność i wreszcie wielki ludzki dramat. Pani Janina, mieszkanka jednej z prestiżowych dzielnic Warszawy, zbiera śmieci i układa je w swoim mieszkaniu. W ciągu kilku tygodni potrafi zgromadzić nawet kilka kontenerów odpadków. Sąsiedzi od lat walczą z robactwem i smrodem.

- Byłam damą, jestem nędzarką – tak o sobie mówi pani Janina. Kobieta skończyła 70 lat. Jest emerytowaną pielęgniarką. Wcześniej była przełożoną w jednym z warszawskich szpitali. Pod swoją opieką miała tysiące pacjentów. Na osiedle na stołecznym Żoliborzu wprowadziła się blisko 20 lat temu. - Starsza osoba, bardzo wykształcona, inteligentna. Miła i urocza kobieta. Całe życie ciężko pracowała. A w tej chwili żyje w warunkach urągających człowieczeństwu – mówi Stanisław Ławniczak, prezes zarządu Nauczycielskiej Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej. Pani Janina codziennie przychodzi na obiad do stołówki prowadzonej przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Często spędza tu całe przedpołudnie. - Była rano koło g. 9. Przyniosła w torebce gazety dla naszych podopiecznych - opowiada Czesława Marczak, kierownik stołówki. Resztę dnia spędza spacerując po parkach i osiedlach. Zatrzymuje się przy kontenerach i koszach ze śmieciami.- Do najdalszych zakątków swojego mieszkania przynosi różne śmieci i segreguje je. Układa od podłogi, po sufit. Tak postępuje w kierunku drzwi do momentu, kiedy nie można ich otworzyć - wyjaśnia Paulina Perka, sąsiadka. Sytuacja na klatce schodowej i w mieszkaniu pani Janiny z roku na rok stawała się coraz bardziej dramatyczna. Smród i robaki zaczęły utrudniać przejście po schodach. W połowie lat 90. sąsiedzi zaczęli zgłaszać ten problem do spółdzielni. - U niej w mieszkaniu pojawiły się w dużej ilości robaki. Były także myszy. Później to wszystko zaczęło się pojawiać na zewnątrz. Z chwilą, gdy otwierała drzwi i wchodziła do mieszkania zaczęliśmy wyczuwać fetor – mówi Barbara Wolska, sąsiadka. Spółdzielnia zgłosiła problem do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej kilka lat temu, ale jego pracownicy traktują go jako nierozwiązywalny. Przez te wszystkie lata nie dostrzegli zagrożenia, jakie może wynikać ze zbierania i magazynowania ton gnijących odpadów i śmieci. - Nie jest osobą, która nie ma zdolności do podejmowania czynności prawnych. Ma więc prawo przynosić do domu jakieś rzeczy. Pracownik socjalny nie może sięgać po instrumenty o charakterze prawnym, jeśli nie jest to stan zagrażający życiu, zdrowiu i nie jest to sytuacja szczególnie uciążliwa dla otoczenia – wyjaśnia Anna Wiśniewska – Mucha, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej Warszawa-Żoliborz. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej twierdzi, że wypełnia swoją rolę. Tymczasem warunki w jakich żyje kobieta są coraz bardziej prymitywne. Spółdzielnia liczyła na pomoc ze strony inspekcji sanitarnej. - My jako spółdzielnia doszliśmy z pismami do Głównego Inspektora Sanitarnego i nie odniosło to żadnego efektu. Powiedział, żebyśmy zrobili sobie eksmisję – mówi Stanisław Ławniczak. Do tej pory spółdzielnia co kilka miesięcy na własną rękę wywoziła śmieci z mieszkania pani Janiny. Dopiero po kilku latach słania monitów do inspekcji, przyszedł czas na pierwszą interwencję. - Po 15 latach jest to pierwsza decyzja organów państwowych. Ona pomaga chociaż w doraźnych działaniach – wyjaśnia prezes zarządu Nauczycielskiej Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej. Zobacz także:Kłopotów z sąsiadem ciąg dalszyKłopotliwy sąsiad

podziel się:

Pozostałe wiadomości