„Zabił mi syna i cieszy się życiem”

TVN UWAGA! 4523707
TVN UWAGA! 4523707
21-letni Maciek zginął potrącony przez auto. Kierowca nie hamował. Nie udzielił poszkodowanemu pomocy. Uciekł, później zacierał ślady. Dlaczego śledczy uznali, że jedynym sprawcą wypadku jest ofiara?

Nie udzielił pomocy

- Pamiętam naszą ostatnią rozmowę. To było w sobotę – wspomina Małgorzata Woskowska, mama 21-letniego Maćka.

Pani Małgorzata jest fryzjerką. Pamięta, że tego dnia obcięła synowi włosy. Dała mu pieniądze na nowe buty.

- Wieczorem wyszli z córką na urodziny – mówi mama Maćka.

Około czwartej w nocy, w Zduńskiej Woli, leżącego na jezdni chłopaka, rozjechał samochód.

- Brakowało mu do domu 250 metrów – dodaje pani Małgorzata.

Do dziś nie wiadomo, dlaczego wracający z imprezy Maciek, znalazł się na ulicy. Czy wcześniej został pobity? A może się przewrócił? Pewne jest jedno – kierowca, który prowadził auto, nie hamował. Mężczyzna zamiast udzielić ofierze pomocy, uciekł.

- On jeszcze żył – wspomina Paulina, która była świadkiem wypadku. To ona wezwała pogotowie.

- Zaczęłam dzwonić po pogotowie, jak zobaczyłam, że leży człowiek w kałuży krwi. Kierowca nie hamował. Odjechał, nie zatrzymał się. Nie wysiadł, nie zobaczył, czy Maciek żył. To był czerwony ciemny golf. To powiedziałam policji – dodaje Paulina.

Zatarte ślady

Ustalenie, kto przejechał Maćka, zajęło policjantom ponad 30 godzin. Gdy w końcu dotarli do kierowcy, badania wykazały, że był trzeźwy. Auto było natomiast umyte.

- Sprawca jechał ze sklepu, w którym kupował alkohol, piwa i wódkę. Jest paragon, który to potwierdza – mówi Małgorzata Woskowska i dodaje: - Ciągnął syna 11 metrów. Zostawił go i uciekł.

Podczas przesłuchania mężczyzna twierdził, że wieczór przed wypadkiem spędził pijąc alkohol, następnie poszedł spać. W środku nocy obudził się i czując, że jest trzeźwy, pojechał autem po piwo i wódkę. Leżącego na jezdni Maćka miał dostrzec w ostatniej chwili. Ucieczkę tłumaczył szokiem.

- Mówił, że zauważył syna, ale pięć, dziesięć metrów przed skrzyżowaniem. Potem, że pięć metrów od syna zrobił unik. Zgodziliśmy się na eksperyment procesowy – opowiada Małgorzata Woskowska.

Wizja lokalna wykazała, że kierowca mógł się zatrzymać lub ominąć leżącego na oświetlonej drodze człowieka. Mimo to obrońcy zażądali jej powtórzenia. Kolejny eksperyment, zdaniem biegłych, przyniósł wniosek odwrotny: kierowca nie mógł uniknąć zderzenia. Na tej podstawie, prokuratura umorzyła śledztwo stwierdzając, że jedynym sprawcą wypadku był zmarły Maciek.

- Pani prokurator powiedziała mi, że sprawa jest do umorzenia. Byłam w szoku. Sprawca jest wolnym człowiekiem. Przejechał, zabił mi syna i cieszy się życiem nadal – nie może uwierzyć matka ofiary.

Błędy śledczych?

Rodzice Maćka, zaskoczeni bezkarnością kierowcy, badali akta sprawy. Szybko zorientowali się, że podczas śledztwa popełniono szereg błędów.

- Tu robił zakupy. Z boku w uliczce postawił auto. Kamera ze sklepu łapała kawałek auta, ale nie udało się złapać numerów rejestracyjnych. Druga kamera na bloku centralnie łapie wszystko. Gdyby była zabezpieczona, mogliby szybciej dojść do sprawcy, po opisie samochodu – tłumaczą Małgorzata i Bogdan Woskowscy.

Nasi reporterzy rozmawiali z prokuratorem.

- Wszystkie ślady, które były dostępne w danym czasie do zabezpieczenia, zostały prawidłowo zabezpieczone – stwierdziła Jolanta Szkilnik z Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.

Zdaniem rodziców, kolejny poważny błąd dotyczył auta, którego użyto podczas drugiego eksperymentu. Tego, który zdecydował o umorzeniu sprawy.

- Dla mnie było dziwne, że na drugiej wizji, biegły nie wziął samochodu sprawcy. Jechał swoim autem, który był wyższy i gabarytowo niepodobny do auta sprawcy – mówi pani Małgorzata.

W końcu rodzice zmarłego sami zlecili niezależnym biegłym wykonanie kolejnej opinii dotyczącej wypadku. Specjaliści potwierdzili większość ich przypuszczeń, m.in. dotyczących auta użytego podczas kluczowego eksperymentu. Uznali też, że kierowca mógł uniknąć zderzenia.

- Eksperymenty, które były przeprowadzane, były dostosowane na pewno do możliwości postępowania, tak, by wiarygodnie odtworzyć warunki zdarzenia – uważa jednak prokurator.

Rodzice składają zażalenie

Nasi reporterzy chcieli porozmawiać z mężczyzną, który prowadził auto. Nie zastali go w domu, ale jego konkubina zapewniła, że po powrocie z pracy na pewno się wypowie.

- Nie mamy nic do ukrycia – powiedziała naszemu reporterowi.

Para zmieniła jednak zdanie.

- Rozmawialiśmy z naszymi prawnikami i nie będziemy z państwem rozmawiać. Po wszelkie informacje, dotyczące umorzenia tego postępowania, proszę kontaktować się z prokuraturą – powiedziała przy drugim spotkaniu partnerka mężczyzny.

Rodzice chłopca domagają się, by sąd nakazał prokuraturze ponowne zbadanie sprawy. Do zażalenia dołączyli ekspertyzę specjalistów. Tymczasem śledczy nadal badają sprawę wypadku Maćka pod kątem nieudzielenia pomocy w sytuacji zagrożenia życia.

- Jaka to jest sprawiedliwość? My, rodzice, którzy cierpimy po stracie syna, musimy jeszcze dopłacać do tego, żeby sprawca odpowiedział za to, że zabił, uciekł i nie udzielił pomocy – podsumowuje mama Maćka.

podziel się:

Pozostałe wiadomości