Tonął, wzywał pomocy. Ratownicy byli za szybą

TVN UWAGA! 260661
24-letni Adam ręką dawał znak, że tonie, ale żaden z ratowników nie ruszył mu na pomoc. – W tym czasie, w pobliżu ich nie było – mówi prokurator. Młody mężczyzna nie żyje.

Tego dnia, Adam miał uczyć pływać młodszego brata Łukasza. Był dobrze wysportowany. Nurkował, potrafił pływać na bezdechu. Razem pojechali na krytą pływalnię w Kłodzku.

- Wykupiliśmy karnet na basen z sauną. Ale z sauny mieliśmy skorzystać na koniec. Wzięliśmy prysznic, powoli weszliśmy do wody. Adam przepłynął pierwszą długość pod wodą. Przed końcem się zatrzymał, dał mi gest ręką, że kiepsko popłynął. Wrócił. Nie pamiętam, czy pod, czy nad wodą. I tak przepłynął drugą długość basenu – opowiada 16-letni Łukasz Rynkowski, brat Adama.

Wyciągnął rękę z wody

Nastolatek nagle stracił brata z oczu, zaczął go szukać.

- Zauważyłem, że jest jeden ratownik na basenie dla dzieci, a dwóch siedzi w okienku. Adam wyciągnął rękę, pomyślałem, że coś jest nie tak, czekałem, aż ratownicy zareagują. Nic się nie działo. Zacząłem panikować. Zobaczyłem, że Adam leży nieprzytomny na dnie. Zauważyłem, że dwóch ratowników w oknie używa telefonu zamiast… Oni tego nie widzieli. Wyciągnąłem Adama, położyłem jego głowę na mojej ręce i krzyczałem „pomocy”. Wtedy zareagowali ratownicy. Wyszli z tej kanciapy i zaczęli wyciągać go z wody – relacjonuje Łukasz.

Po wyciągnięciu Adama z wody, reanimację podjęli, będący wówczas na basenie instruktorzy nauki pływania. Chłopak był nieprzytomny.

Zdaniem Łukasza reanimacja nie była przeprowadzona prawidłowo.

- Nogi były rozszerzone, a ręce oddalone od ciała o 45 stopni. Głowa była skierowana w sufit. Po pierwszym elektrowstrząsie, jak chciał wypluć wodę zaczął kaszleć. Ale nie miał jak, bo głowa była zgięta. Zacząłem na nich krzyczeć, a oni mnie kilkakrotnie wyrzucali z kanciapy, ale wracałem, bo się o niego martwiłem – opowiada Łukasz.

Szpital

Reanimację przejęli ratownicy pogotowia. Adam trafił na oddział intensywnej terapii do kłodzkiego szpitala.

- Pacjent był nieprzytomny, z objawami topienia, z obrzękiem płuc, z marnym oddechem. Został wstępnie zaopatrzony, zaintubowany. Nie było miejsc w Kłodzku, ani w Polanicy. Dlatego został przewieziony do Nysy na oddział intensywnej terapii. Lekarz izby przyjęć, kierując pacjenta do Nysy, podejrzewał nagłe zatrzymanie krążenia i następnie topienie się – mówi Janusz Majdowski, ordynator chirurgii ogólnej szpitala w Kłodzku.

Do szpitala do Nysy pojechała rodzina Adama.

- Wpuścili nas na OIOM. Syn nie oddychał. Był podłączony do aparatury, miał bardzo niskie ciśnienie, które cały czas spadało. Odniosłam wrażenie, że on nie żyje. Cały czas wyrzucałam to z siebie, bo każda minuta, każda chwila spędzona z nim była dla mnie ważna. Najgorszy był moment, kiedy wziął ostatni wdech i się zatrzymał – przyznaje Jolanta Rynkowska, matka Adama.

Mimo prób reanimacji, Adam niestety nie przeżył.

Jak sprawę tłumaczą władze basenu?

Rodzina ma żal do obsługi basenu. Jak to możliwe, że ratownik nie zauważył wypadku?

- Z tego, co ustaliliśmy nastąpiło zasłabnięcie w basenie, interwencja ratownika, akcja reanimacyjna i ta osoba została przekazana jednostce ratownictwa medycznego. Pomieszczenie ratowników posiada oszklenie. Ratownik, który był na tym posterunku już składał zeznania na policji – mówi Tomasz Petyński, prezes zarządu ZAMG w Kłodzku, który odpowiada za pływalnię. I dodaje. - Jest mi ogromnie przykro, że ta sytuacja miała miejsce. To pomieszczenie daje im wytchnienie od unoszących się oparów chloru.

Łukasz jest oburzony zachowaniem ratowników.

- Mam wielki żal do basenu, bo skłamał. Powiedział, że byliśmy na saunie, a nie byliśmy. Wiele skarg było na temat tego basenu. Że wysokie stężenie chloru w wodzie, że filtry są źle wymieniane. Dwa lata temu była seksafera, że uprawiali seks w tym kantorku. Byłem w szoku czytając to – mówi Łukasz.

- Po zeznaniach młodszego syna mam żal do obsługi basenu. Mam potworny żal, że ich tam nie było – mówi Jolanta Rynkowska.

- Jeżeli jeden bawi się telefonem to drugi powinien chodzić. Być przy brzegu basenu i obserwować każdego człowieka – mówi Marek Rynkowski.

Śledztwo

Sprawę bada prokuratura. Przeprowadzono sekcję zwłok, która pomoże biegłym w sporządzeniu szczegółowej opinii, co do przyczyny śmierci. Zbada również, czy podejmowane próby reanimacji na basenie i w szpitalu były właściwe.

- Zostało wszczęte śledztwo w kierunku sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa dla jego życia i zdrowia oraz w kierunku doprowadzenia do nieumyślnego spowodowania zgonu. Lekarz na dzisiaj nie jest w stanie się wypowiedzieć o ostatecznej przyczynie zgonu – mówi Jan Sałacki z Prokuratury Rejonowej w Kłodzku. I zaznacza. - Z zabezpieczonego monitoringu wynika, że ten człowiek tonął. W tym czasie w pobliżu, czyli w obrębie niecki basenu nie było ratownika.

Adam pracował w Belgii, jako spawacz. Jego odwiedziny w rodzinnym domu, łączyły się z zaległymi egzaminami maturalnymi. Wkrótce miał zamieszkać z dziewczyną i pracować w Marsylii.

- Syn nie miał żadnych problemów. Starał się odżywiać zdrowo. Nie brał używek, nie pił, nie palił, nie brał narkotyków. Był wrogiem tego wszystkiego. Nie brał sterydów – zapewniają rodzice Adama.

- Budował swoja osobowość wszechstronnie. Żeby być uniwersalnym w wielu rzeczach. Największą frajdę sprawiała mu wspinaczka. Kochany, wspaniały syn. Był wielkim patriotą, nawet na klatce piersiowej wytatuował sobie biało-czerwoną mapę Polski, z orłem w środku – mówi ojciec chłopaka.

podziel się: