Śmierć Polaka w Kanadzie: Dowody kłamstwa

TVN UWAGA! 136638
Trzy dni przed zakończeniem prac specjalnej komisji w sprawie śmierci Roberta Dziekańskiego spowodowanej przez kanadyjskich policjantów, ujawniono sensacyjny dokument. Sprawa zaczyna się od nowa.

W miniony piątek Art Vertlieb, adwokat kanadyjskiej komisji sędziego Braidwooda, która na publicznych przesłuchaniach wyjaśnia sprawę tragicznej śmierci Roberta Dziekańskiego, w październiku 2007 r. śmiertelnie porażonego paralizatorem przez policyjny patrol na lotnisku w Vancouver, ujawnił treść e-maila, przez półtora roku schowanego w aktach policyjnych. Oto jego treść: ”Rozmawiałem z Waynem, który podkreślił, że policjanci nie widzieli objawów delirium. W drodze na lotnisko rozważyli warianty działania i zdecydowali, że użyją paralizatora, jeżeli Dziekański im się nie podporządkuje”. Policjanci odpowiedzialni za śmierć Roberta Dziekańskiego zeznali wcześniej, że postanowili użyć paralizatora, gdy zobaczyli agresywne, ich zdaniem, zachowanie Polaka. Wszyscy czterej funkcjonariusze przekonywali, że czuli się zagrożeni, gdy Robert Dziekański podniósł zszywacz z biurka w poczekalni lotniska. Pod przysięgą zapewniali, że nie ustalali swojej taktyki wcześniej. Treść e-maila przeczy ich zeznaniom. - Przesłuchaliśmy wszystkich czterech policjantów i uważamy, że wszyscy zmyślali w swoich zeznaniach, kłamali pod przysięgą – mówi Don Rosenbloom, kanadyjski adwokat reprezentujący rząd polski w sprawie Dziekańskiego. - Ten e-mail, zakładając, że jest prawdziwy, potwierdza nasze przypuszczenia. Nie ma co do tego wątpliwości. Zdaniem Arta Vertlieba, który ujawnił e-mail, bulwersujące jest to, że prawdziwe intencje policjantów były dobrze znane ich przełożonym. Jeżeli tak, to musieli oni wiedzieć, że składane pod przysięgą zeznania są niezgodne z prawdą. Jak mówił Vertlieb przed komisją, już w listopadzie 2007 roku, trzy tygodnie po śmierci Roberta Dziekańskiego oficer dowodzący wydziałem zabójstw i dwóch wysokich rangą oficerów miało informacje, że policjanci już w drodze na lotnisko zamierzali użyć wobec Polaka paralizatora. - Nie komentując samej treści e-maila, uważam opóźnienie w jego ujawnieniu za bulwersujące – stwierdził sędzia Thomas R. Braidwood, przewodniczący komisji. - Dowód ten był niezwykle ważny przy przesłuchaniu policjantów, którzy przyjechali na lotnisko. Powinien on być przedstawiony komisji jeszcze przed ich zeznaniami. Reprezentująca przed komisją rząd Kanady prawniczka Helen Roberts próbowała tłumaczyć, że cała sytuacja spowodowana została zwykłym przeoczeniem. Podkreślała przy tym, że prawnicy rządu po wykryciu swego błędu natychmiast przekazali e-mail komisji. - Przeoczyliśmy dokument mówiący o strategii medialnej policji kanadyjskiej – mówiła ze łzami w oczach Helen Roberts. - Dowiedzieliśmy się o nim w poniedziałek, poinformowaliśmy o nim adwokata komisji we wtorek i dostarczyliśmy go na płycie CD w środę. W imieniu rządu Kanady chciałabym za to przeoczenie szczerze przeprosić. Ta sama Helen Roberts przesłuchując kilka tygodni temu biegłego psychiatrę pytała, czy Robert Dziekański cierpiał na delirium i czy mogło to być pośrednią przyczyną jego śmierci. Z treści e-maila wynika jednak, że po przybyciu na lotnisko policjanci nie stwierdzili u Dziekańskiego objawów delirium. Ujawnienie e-maila spowodowało, że obrady komisji odroczono do września, a policjanci, którzy zostali oczyszczeni z zarzutów przez prokuraturę, zostaną ponownie przesłuchani przez komisję. Czy możliwe jest też wznowienie postępowania karnego? - Ważne jest to, że komisja będzie kontynuować swoje śledztwo – mówi Don Rosenbloom, kanadyjski adwokat reprezentujący rząd polski w sprawie Dziekańskiego. - Im więcej będzie dowodów obciążających policjantów, tym bardziej krytyczny będzie raport pana Braidwooda. To z kolei może doprowadzić do tego, że sprawa trafi przed sąd. Rzecznik polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Piotr Paszkowski powiedział dziś, że MSZ ufa kanadyjskiej komisji i czeka na wyniki dalszych jej prac. A matka Roberta Dziekańskiego Zofia Cisowska oraz jej prawnicy domagają się, aby w tej sprawie jak najszybciej zostało przeprowadzone postępowanie karne w Polsce. Ich zdaniem ukrywanie przez półtora roku ważnego dokumentu dowodzi, że w Kanadzie jest szereg osób i instytucji, którym nie zależy na ustaleniu prawdy. Prokuratura w Gliwicach nadal czeka na dokumenty z Kanady w tej sprawie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości