Skandaliczne zaniedbanie policji

Panią Danutę z Bartoszyc udusił były mąż. Kobieta krzyczała, wołała o pomoc. Sąsiadka wezwała policję, a ta zbagatelizowała zagrożenie, bo... krzyki ustały.

Gdy policjanci bezczynnie stali pod drzwiami warsztatu, nie wiadomo czy kobieta jeszcze żyła. Jej mąż Henryk D. zacierał ślady zbrodni. Policja nie zrobiła nic ani wówczas, ani kilka godzin później, gdy na komendę przyszła kobieta, która słyszała krzyki dochodzące z warsztatu. Była przekonana, że w warsztacie stało się coś złego. Chciała upewnić się, że policja nie zignorowała zgłoszenia. Dyżurny powiedział jednak, że nic więcej policjanci nie mogli zrobić. Nie poprosił o dodatkowe wyjaśnienia. Od rozwodu z mężem Danuta mieszkała sama. Jej zaginięcie zgłosiły córki, gdy od dwóch dni nie mogły się z nią skontaktować. - Policja próbowała nas uspokoić, mówili, że nie ma się czym denerwować, że niewiele czasu minęło od zaginięcia mamy – mówi córka ofiary, Katarzyna. W dniu zaginięcia kobiety, kilkadziesiąt metrów od jej mieszkania, w warsztacie należącym do jej byłego męża Henryka D. słyszano wołanie o pomoc - sąsiedzi wezwali policję, to jednak nie nasunęło policji żadnych skojarzeń. - Okna były zamknięte, na podwórku byli ludzie, ale krzyk był głośny, ona wzywała pomocy – mówi świadek krzyków w warsztacie. Dyżurny policjant o nic nie zapytał, nie poprosił o podanie danych osobowych. Policjanci przyjechali po kilku minutach, jednak na miejscu nie zrobili nic poza stwierdzeniem, że warsztat jest zamknięty, a krzyki ustały. - Ograniczyli się tylko do sprawdzenia czy drzwi są otwarte i opuścili miejsce zdarzenia – mówi Henryk Słodki, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Bartoszycach. Mimo że obok warsztatu kręcili się zaniepokojeni sąsiedzi, policjanci z patrolu nie próbowali nic wyjaśniać. - Jeden z nich podszedł do drzwi, zapukał parę razy, pociągnął za klamkę. Drugi siedział w samochodzie. Staliśmy cztery metry od nich. Nawet nie podeszli – mówi jedna z sąsiadek. Policjanci z patrolu interwencyjnego nie odnotowali w służbowych notatnikach wizyty w warsztacie Henryka D., mimo że mieli taki obowiązek. Dyżurny, który ich wysłał, nie przekazał informacji o zgłoszeniu swojemu zmiennikowi. Dlatego, gdy córki ofiary zgłosiły jej zaginięcie, policja nie próbowała połączyć oczywistych – jakby się wydawało – faktów: zaginięcia kobiety i kobiecego wołania o pomoc w warsztacie jej byłego męża. Śledztwo prowadzono bardzo nieudolnie. Na prośbę córek do dochodzenia włączyła się policja wojewódzka - wtedy też zaczęto szukać Henryka D. i poważnie potraktowano obawy córek, że ich matka została zamordowana. Mordercę ujęto po tygodniu, w Ostrołęce – prawie 150 kilometrów od Bartoszyc. Przyznał się do zamordowania byłej żony. W czasie wizji lokalnej wskazał miejsce ukrycia zwłok. Została uduszona i zakopana w lesie. - Henrykowi D. postawiono zarzut zabójstwa – mówi Mieczysław Orzechowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. Policja miała powody, by podejrzewać, że z Henryk D. może mieć coś wspólnego z zaginięciem kobiety. Mężczyzna miał wyrok sądowy za grożenie jej śmiercią, właśnie toczyła się przeciwko niemu sprawa o znęcanie się nad żoną. Policja o wszystkim wiedziała, prowadziła w tych sprawach działania operacyjne. Pani Danuta wiele razy prosiła policję o pomoc, napisała nawet list. - Mama pisała do komendanta, że boi się ojca, groził jej śmiercią – mówi córka zamordowanej - Pisała: „25 maja próbował mnie przejechać samochodem (…)” i „ mówił wyraźnie, że mnie zabije i zrobi to tak, że nikt nie będzie o tym wiedział (…)” - cytuje fragmenty z listu córka. Wielokrotne prośby o interwencję nie odniosły jednak skutku. Dzielnicowy ani razu nie odwiedził kobiety. - Mam straszny żal do policji, są współwinni tego, co się stało – żali się córka zamordowanej kobiety. Ze wstępnych badań wynika, że w momencie policyjnej interwencji pani Danuta już nie żyła. Rzecznik bartoszyckiej policji przyznaje, że nie umniejsza to winy policjantów i zostaną oni ukarani. Przeciwko siedmiu funkcjonariuszom bartoszyckiej komendy powiatowej (są to dwaj policjanci z patrolu interwencyjnego, ich przełożony, dwaj dyżurni oraz zastępca komendanta i komendant) toczą się postępowania dyscyplinarne. Komendant podał się do dymisji dopiero, gdy sprawę nagłośniły media.

podziel się:

Pozostałe wiadomości

Zamówili meble i zaczęły się problemy. „Pani A. zapłaci, żeby ten program nie był emitowany”

Zamówili meble i zaczęły się problemy. „Pani A. zapłaci, żeby ten program nie był emitowany”

Czy panią Martę można było uratować? „Nawet nie włączyli sygnałów w karetce”

Czy panią Martę można było uratować? „Nawet nie włączyli sygnałów w karetce”

Miał ponad 3 promile alkoholu i kierował autem. Świadkowie zatrzymali nietrzeźwego kierowcę

Miał ponad 3 promile alkoholu i kierował autem. Świadkowie zatrzymali nietrzeźwego kierowcę

Piekło 5-letniego Piotrusia. „Biła go po twarzy i szarpała”

Piekło 5-letniego Piotrusia. „Biła go po twarzy i szarpała”

Po czterech latach odzyskała córkę. „Sprawiedliwość wygrała”

Po czterech latach odzyskała córkę. „Sprawiedliwość wygrała”

Oceń stan szkolnej toalety, pobierz dokument!

Oceń stan szkolnej toalety, pobierz dokument!

Komfort czy koszmar? Jaki jest stan szkolnych toalet?

Komfort czy koszmar? Jaki jest stan szkolnych toalet?