"Psikali gazem, kopali, walili głową o ziemię". Skatowany przez straż miejską

TVN UWAGA! 249248
Ciężko pobity nastolatek - to efekt interwencji warszawskich strażników miejskich, którzy uznali że chłopak swoim zachowaniem zakłóca porządek publiczny. Co tak karygodnego zrobił 17-letni Kacper? Czym zasłużył sobie na to, co go spotkało? Informację o tym wydarzeniu dostaliśmy na #tematdlauwagi.

Kacper Stępień jest teraz w szpitalu. Twierdzi, że gdy wracał w nocy ze swoją dziewczyną z imprezy urodzinowej, został brutalnie pobity przez strażników miejskich. Chłopak opowiada, że wysiadł wraz z grupą nieznanych mu osób z autobusu i przechodził w niedozwolonym miejscu przez jezdnię. Gdy w oddali zobaczył samochód straży miejskiej, zaczęli uciekać.

"Rzucił mnie na ziemię"

- Patrzę, a pan jeden biegnie ze straży miejskiej. Wleciał we mnie z całym impetem i rzucił mnie na ziemię - relacjonuje Kacper.

- Widać, że dziecko musiało być szargane po ziemi, całe w krwi. Do dziś czuć gaz pieprzowy - mówi Łucja Wróblewska-Stępień, matka Kacpra, i pokazuje spodnie i bluzę, w które ubrany był jej syn.

Chłopak mówi, że strażnicy nie podali mu powodów interwencji, nie chcieli go też wylegitymować, ale od razu użyli siły.

- Podbiegł drugi, tylko widziałem, jak leci chmura gazu. Czułem, jak dostaję kolanami w głowę. Później już nic nie widziałem. Skuli mnie w kajdanki. Później mnie ciągnęli po ziemi do tego radiowozu - twierdzi Kacper.

- Byłem zakuty w kajdanki, nie miałem jak się zachowywać źle. Jedyne co, to mogłem powiedzieć kilka słów obrażających - tłumaczy chłopak.

Zdjęcia Kacpra w radiowozie obiegły internet, za pośrednictwem #tematdlauwagi dotarły także do redakcji UWAGI!. - Dziecko przyjechało tu z bardzo wysokim ciśnieniem, powyżej 160/110. Dodatkowo miał genitalia spryskane gazem - mówi pani Łucja.

"Te osoby zaczęły uciekać"

- Przed radiowóz patrolujący aleję Waszyngtona wbiegło sześć osób, około pięciu młodych mężczyzn i młoda kobieta - tłumaczy Monika Niżniak, rzeczniczka straży miejskiej w Warszawie. Według niej mundurowi spotkali się z "agresją werbalną", dlatego postanowili podjąć interwencję "wobec osób zakłócających porządek publiczny". - Te osoby zaczęły uciekać, wówczas funkcjonariusze udali się w pościg pieszy za jedną z nich. Tą, która zachowywała się najbardziej agresywnie. Ten młody mężczyzna nie stosował się do poleceń wydawanych przez funkcjonariuszy, był agresywny w stosunku do strażników miejskich, zaatakował jednego z nich. W związku z tym strażnicy sięgnęli po środki przymusu bezpośredniego - tłumaczy.

Tymczasem dziewczyna Kacpra, która była z nim podczas tej interwencji przedstawia inną wersję zdarzeń. Zaprzecza, jakoby chłopak był agresywny.

- Próbował się trochę bronić, ale powiedziałam mu, żeby się uspokoił. Psikali go tym gazem, zaczęli go kopać, walili mu głową o ziemię. Zaczęłam krzyczeć, żeby go puścili, ale ten pan nie chciał słuchać - relacjonuje i dodaje, że wtedy zagroziła telefonem na policję. - Powiedział, żebym sobie dzwoniła i przeczołgali Kacpra do radiowozu. On tam prawie zemdlał - twierdzi. Jak wspomina, zanim na miejsce przyjechali rodzice chłopaka, strażnicy stali przy radiowozie i żartowali sobie z całej sytuacji. - Bardzo byli zadowoleni i bardzo ich to wszystko bawiło. Dopiero jak przyjechała policja i pogotowie, to wszyscy spoważnieli - mówi.

Jak zapewnia Monika Niżniak, z kontroli wewnętrznej wynika, że środki użyte przez strażników miejskich w czasie interwencji, były adekwatne do sytuacji. - Na tym etapie nic nie wskazuje na to, jakoby przekroczyli swoje uprawnienia, natomiast pamiętajmy, że czynności są jeszcze prowadzone - mówi.

Jak jednak wytłumaczyć pryskanie krocza gazem pieprzowym? - Te informacje nie znajdują potwierdzenia w zebranym do tej pory przez straż miejską materiale. Nie będziemy odnosić się do informacji, które są upubliczniane przez osoby trzecie - mówi rzeczniczka. Dziewczyna Kacpra nie ma jednak wątpliwości. - Dostał gazem pieprzowym od drugiego pana, który podbiegł zaraz. W twarz i genitalia - mówi.

"Nie może do mnie dotrzeć, co się stało"

Całe zdarzenie nie zostało zarejestrowane przez żadną kamerę. - Niestety, dopiero od poniedziałku funkcjonariusze straży miejskiej sukcesywnie są wyposażone w tzw. kamery personalne - tłumaczy Monika Niżniak.

Przebieg interwencji strażników zbada policja. - Policjanci z komendy rejonowej Warszawa VII prowadzą dwa postępowania - mówi Joanna Węgrzyniak, oficer prasowy komendanta rejonowego policji Warszawa VII. Pierwsze dotyczy naruszenia nietykalności cielesnej i znieważenia funkcjonariuszy straży miejskiej. Druga sprawa, zgłoszona przez matkę 17-latka, została przekazana do prokuratury. Dotyczy przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy straży miejskiej i ewentualnego uszkodzenia ciała.

- Nie może do mnie dotrzeć, co się stało. Nie mogę sobie tego wyobrazić, znając swoje dziecko, żeby on był aż tak agresywny, żeby straż miejska musiała użyć aż takich środków. Mam nadzieję, że znajdą się świadkowie, którzy widzieli to zdarzenie i będę mogła poznać prawdę - mówi pani Łucja.

podziel się:

Pozostałe wiadomości