Przeniosą młodzież z Rejowca. Jest protest

TVN UWAGA! 200459
Ośrodek wychowawczy w Rejowcu. Brutalne pobicia, fala wśród wychowanków, brak właściwej opieki. Po naszej interwencji ministerstwo edukacji wycofuje młodzież z tej placówki. Tymczasem jej wychowankowie zamieścili w internecie filmik, w którym stają w obronie ośrodka. Czy słusznie?

- Przyszła nowa dziewczyna i powiedziały mi, że albo będę się z nimi bić, albo mnie przekopią. Zachowałam się jako one, jak zwierzę - opowiada była wychowanka ośrodka w Rejowcu. - Ja ją może z dwa razy uderzyłam, a one ją przekopały na podłodze. Nie miałam dużo rzeczy, bo większość i tak mi zabrały. Ale miałam zdjęcia z chłopakiem, listy od niego. Wszystko było potargane. Były tam ludzkie fekalia. One nasr...y na to!

Ośrodek przemocy

Pod koniec marca UWAGA! wyemitowała reportaż o prywatnym ośrodku wychowawczym w Rejowcu. Choć liczne kontrole nie wykazywały od początku jego istnienia żadnych nieprawidłowości, prawda okazała się inna: brutalne pobicia, fala wśród wychowanków, brak właściwej opieki.

Po emisji sprawą zajęło się ministerstwo edukacji, które teraz wycofuje młodzież z ośrodka. Tymczasem wychowankowie ośrodka nagrali film, w którym stają w obronie swojej placówki.

- W tym ośrodku możemy spełniać swoje marzenia, realizować swoje pasje -protestuje jeden z wychowanków. - Przenosząc nas z ośrodka do ośrodka czujemy się jak worek węgla. Nie jesteśmy też jakimiś zwierzętami. Mamy swoje uczucia i boli to nas - dodaje jego koleżanka. Czy słusznie stają w obronie ośrodka?

"Niekorzystna umowa"

- To co tam zobaczyłem to był szok. Tam były kradzieże na porządku dziennym. Starsza grupa rozkradała młodszą, z ubrań, z różnych wartościowych rzeczy, ze słodyczy, chemii. Dochodziło do sytuacji, że młodsza grupa nie miała się czym myć, bo im starsza wszystko rozkradła - opowiada ojciec byłego wychowanka ośrodka w Rejowcu.

Wcześniej w miejscu ośrodka w Rejowcu była zwykła szkoła, zarządzana przez gminę. Gdy pojawił się pomysł powstania ośrodka wychowawczego, mieszkańcy protestowali. Pomysł upadł. W 2012 roku gmina podjęła jednak uchwałę o przekazaniu prowadzenia szkoły powiatowi w Chełmie. Niedługo potem rada powiatu zdecydowała o przekazaniu budynków prywatnej firmie. Warunki, na jakich miało do tego dojść, były skrajnie niekorzystne dla powiatu, ale ostatecznie umowa została zawarta.

- Problem jest o tyle trudny, że poprzedni zarząd podpisał umowę na czas nieokreślony z równoczesną klauzulą, że brak jest możliwości wypowiedzenia tej umowy przez 10 lat. To wiąże całkowicie nam ręce i utrudnia działania, jeśli chodzi o wypowiedzenie tej umowy - tłumaczy Piotr Deniszczuk, starosta Starostwa Powiatowego w Chełmie.

"To budzi zastrzeżenia"

W sprawę dzierżawy budynków prywatnej firmie zaangażowany był Jacek Kosiński, ówczesny dyrektor Wydziału Rozwoju, Promocji, Kultury i Sportu Starostwa Powiatowego. Teraz jest pracownikiem ośrodka w Rejowcu.

- Zakładam, że pani dyrektor dostrzegła we mnie fachowca , który był w stanie przyczynić się do rozwoju tego miejsca. Jedyna moja rola była taka, że przyjąłem decyzję jako urzędnik o tym, że ktoś założył taką placówkę - tłumaczy Jacek Kosiński, teraz - specjalista ds. kadrowych ośrodka w Rejowcu.

- Pan dyrektor Kosiński nie podejmował decyzji, bo umowę podpisał ówczesny starosta i wicestarosta - mówi Piotr Deniszczuk, starosta chełmski. - Natomiast jako szef wydziału wiedział o wszystkim i przedstawiał zarządowi taką propozycję wielokrotnie. Lobbował. Przejrzałem protokoły ze spotkań, odniosłem wrażenie, że nie był pracownikiem starostwa tylko tamtej firmy. Jeżeli obiekt, który jest wart kilka milionów złotych, jest wydzierżawiany nieodpłatnie, to już budzi zastrzeżenia - uważa.

Bulwersujące fakty

W ośrodku w Rejowcu regularnie dochodziło do bulwersujących lub nawet tragicznych wydarzeń. Pobicia, kradzieże, fala wśród wychowanków. Po emisji reportażu UWAGI! zgłosili się do redakcji kolejni podopieczni, którzy zdają podobną relację: wychowawcy nie panowali kompletnie nad trudną młodzieżą.

- Dziewczyna tak owinęła sobie wychowawczynię wokół palca, że ta traktowała ją jak córkę. A ta potrafiła ją jeszcze zwyzywać. Przynosiła jej pieniądze, papierosy, ubrania, kosmetyki. A potrafiła ta wychowanka doprowadzić wychowawczynię do płaczu - opowiada jedna z dziewczyn, która była w ośrodku.

Wszystko się zgadza?

- Jeśli chodzi o funkcjonowanie ośrodka, funkcjonujemy poprawnie, w oparciu o ustawę , mamy odpowiednią ilość wychowawców, odpowiednią ilość grup. Ośrodek jest przygotowany, wyposażony w to, co być powinno. W papierach też się zgadza - uważa Monika Tofil, dyrektor ośrodka w Rejowcu.

Kontrole przeprowadzone po dziennikarskich interwencjach pokazują jednak inne oblicze ośrodka w Rejowcu niż twierdzi jego dyrektorka - potwierdza się wszystko, co usłyszeliśmy od byłych wychowanków i wychowawców.

Przenoszą wychowanków

Sprawą zajęło się samo ministerstwo edukacji. Jego decyzją wychowankowie są teraz przenoszeni do innych placówek. Ale to nie wszystko.

- Zaprosiliśmy urząd kontroli skarbowej, żeby zweryfikował sposób wydania publicznych pieniędzy – mówi Anna Zalewska, minister edukacji narodowej.

- Poprosiliśmy Ministerstwo Sprawiedliwości, prokuraturę, sanepid. Tam do każdego elementu funkcjonowania tego niepublicznego ośrodka można się przyczepić. To jest decyzja teraz najważniejsza i najbezpieczniejsza: nie będą tam kierowane dzieci - deklaruje i dodaje, że ci, którzy już tam się znajdują, zostaną przeniesieni do innych ośrodków. - Nie było na co czekać, zwłaszcza, że właściciele ośrodka utrudniali służbom i wizytatorom kontakt - mówi minister.

Protestują w internecie

Wychowankowie jednak protestują przeciwko decyzjom ministerstwa.

- Nie zgadzamy się z opinią, którą wydało ministerstwo, ponieważ oni nie uwzględnili naszych uczuć w tym, co napisali i w tym, co zrobili. Pani minister moim zdaniem chciała się pokazać, że tak świetnie, super interweniuje od razu. Nie brała pod uwagę tego, że wiele osób straci pracę, nie brała pod uwagę tego, że my musimy zaczynać wszystko od nowa, że jadąc do nowego ośrodka, zaczynamy nowe życie i nie jest to nam na rękę - skarży się wychowanka.

- Było mi żal, że nie potrafili skierować do mnie takiego filmu, kiedy stały się te wszystkie nieszczęścia, kiedy zgwałcono ich kolegę, kiedy pobito mieszkańca, kiedy pojawiały się skargi - odpowiada im Anna Zalewska. - Oczywiście mieliśmy wielką ochotę spotkać się z dziećmi , bo one są najważniejsze. Ale niestety właściciele zabronili rozmawiać wizytatorom z dziećmi - dodaje.

podziel się:

Pozostałe wiadomości