70-latka po dwóch udarach przepisała majątek sprzątaczce z domu opieki. Rodzina: To był jej wyrok

TVN UWAGA! 5106198
TVN UWAGA! 5106198
Pani Maria zmarła trzy miesiące po tym, jak samodzielną opiekę nad nią przejęła sprzątaczka z domu seniora. Rodzina 70-latki nie została poinformowana o jej śmierci, a pogrzeb odbył się w tajemnicy. Kilka miesięcy przed śmiercią, schorowana kobieta przepisała opiekunce ogromny majątek.

Szwajcaria

Pani Maria prawie całe życie mieszkała w Szwajcarii. Prowadziła tam gabinet medycyny naturalnej. Nie miała dzieci, a jej mąż umarł kilka lat temu. Krewni z Polski często ją odwiedzali, pomagali w domowych pracach.

- Jeździłem tam kilka razy w roku, siostra podobnie. Pomagaliśmy jej, bo ciocia była sama. Miała duży ogród, pracy w nim nie brakowało – opowiada Adam Chudoba, krewny.

W 2018 roku kobieta dostała rozległego udaru i spędziła pół roku w szpitalu.

- Jej stan po udarze był ciężki. Cała prawa strona była sparaliżowana. Przez pół roku była rehabilitowana. Moja siostra była cały czas przy niej. Po pół roku zaproponowałem cioci, żeby przeprowadziła się do Polski, żeby była bliżej nas. Po namyśle zgodziła się – dodaje Chudoba.

Na prośbę cioci rodzina kupiła jej duże mieszkanie w Nowym Targu. Krewni wyremontowali jej lokum, a następnie przeprowadzili ją do Polski.

- Ciocia sprzedała dom w Szwajcarii za 700 000 franków. Tu miała mieszkanie warte 500 tysięcy złotych, samej biżuterii miała za ok. 100 tysięcy złotych. Kupno mieszkania i cała przeprowadzka nie kosztowała jej więcej niż 120 tysięcy franków – opowiada Adam Chudoba.

Drugi wylew i dom opieki

- W styczniu ciocia dostała drugiego udaru. Trzeba się nią było zajmować 24 godziny na dobę. Po tygodniu takiej opieki, wiedzieliśmy, że trzeba znaleźć jej profesjonalny dom opieki, bo sami nie damy rady – opowiada krewny pani Marii.

Rodzina 70-latki szybko znalazła placówkę, która miała zająć się opieką nad chorą.

- Znaleźliśmy dom seniora w Czarnym Dunajcu. Ośrodek zrobił na nas bardzo dobre wrażenie. Sprawdziliśmy, jak wygląda, wszystko nam pasowało. Wszystko było dobrze, do momentu pojawienia się pani Władysławy – opowiada Andrzej Chudoba, krewny.

50-letnia Władysława K., pracowała w domu seniora tylko kilka miesięcy.

- Pani Władysława trafiła do nas, szukając pracy. Chciała pracować jako opiekunka, ale nie miała do tego kwalifikacji, więc jedyne, co mogłam jej zaproponować, to stanowisko salowej, ewentualnie sprzątaczki – mówi właścicielka domu seniora i dodaje: Sprawiała wrażenie miłej, sympatycznej osoby. Szybko zauważyliśmy, że dużo czasu spędza u pani Marii za zamkniętymi drzwiami.

Skąd to wyjątkowe zainteresowanie sprzątaczki jedną z pensjonariuszek?

- Cioci zepsuł się komputer i pani Władysława zaproponowała, że jej syn naprawi sprzęt. Podejrzewam, że wszystkie informacje, które zdobyła, pochodziły właśnie z laptopa cioci. Jaki ma majątek, jaką emeryturę, za ile sprzedała dom – wylicza Adam Chudoba.

Izolacja

Po kilku miesiącach pani Maria opuściła dom seniora na własną prośbę. Nie chciała zdradzić, kto będzie się nią opiekować. Okazało się, że była to Władysława K. Rodzina została odcięta od ciotki. Krewni nie byli wpuszczani do mieszkania, nie mogli się do niej dodzwonić. Zmieniono kody do domofonu, kluczy do mieszkania też nie mieli.

- Czułam złość. Pracownik, któremu zaufałam, potrafił zrobić takie świństwo. Zrobiła to bez porozumienia ze mną, z rodziną. Pani Władysława nie umiała zająć się schorowaną osobą, nie miała o tym pojęcia – opowiada właścicielka domu seniora.

Na początku lipca krewni dostali informację, że pani Maria nie żyje. Udało nam się ustalić, że kobieta zmarła w jednym z domów w Witowie.

Rzecznik policji nie zgodził się na rozmowę przed kamerą. Przekazał nam jednak informację, że obecny na miejscu lekarz stwierdził, że przyczyną zgonu miało być nagłe zatrzymanie krążenia spowodowane zachłyśnięciem się. Pomimo akcji reanimacyjnej, ratownikom nie udało się uratować 70-letniej kobiety.

- Wystarczyło ciocię zostawić na chwilę samą z jedzeniem i po chwili się krztusiła, dławiła, dusiła – opowiada krewny i dodaje: Po śmierci cioci od pani adwokat dowiedzieliśmy się, że pani Władysława zaprowadziła ciocię do notariusza, gdzie przepisała na nią cały majątek.

- Gdybym miał jakiekolwiek podejrzenia, że ta osoba nie rozumie tej czynności, którą ze mną sporządza, to absolutnie bym takiej czynności nie sporządził – przekonuje notariusz i dodaje: Jeżeli podejmuję jakąś czynność, zwłaszcza w takich sytuacjach jak umowa o dożywocie z osobami obcymi, szczególną uwagę zwracam na to, żeby ta osoba wiedziała, co podpisuje. Z tego, co pamiętam, termin tej czynności był umawiany dwukrotnie. Za pierwszym razem nie doszło do podpisania, bo ta osoba nie rozumiała, na czym polega umowa o dożywociu.

Rodzina zmarłej pani Marii wątpi w tłumaczenia notariusza.

- Notariusz musiał to widzieć. Jeździłem z nią kilkukrotnie do banku, podpisywała dokumenty lewą ręką z dużymi problemami – opowiada Andrzej Chudoba.

Rodzina wynajęła adwokata oraz złożyła zawiadomienie w prokuraturze. Chcą ustalić, jak dokładnie zmarła ich krewna. Będą walczyć o odzyskanie rodzinnego majątku.

- Byłem pewny, że ciocia będzie miała godny pochówek. Majątek umieli zagrabić, ale godnie pochować, to już nie – kończy Adam Chudoba.

podziel się:

Pozostałe wiadomości