"On jest po prostu Markiem Dyjakiem"

TVN UWAGA! 230471
Pił bez opamiętania. alkohol niemal go zabił. Marek Dyjak, utalentowany kompozytor, wrażliwy piosenkarz, od kilku lat trwa w abstynencji. Nagrał kilka płyt, stał się popularny, osiadł w cichym, pięknym zakątku Polski, ale wciąż sam siebie opisuje słowem "tułacz". O jego sile, autentyzmie i najgorszych chwilach w życiu w reportażu Moniki Góralewskiej...

Jedziemy do Chełma przy granicy polsko-ukraińskiej. To tam od kilku lat mieszka Marek Dyjak.

- Marek Dyjak jest na polskim rynku połączeniem Nicka Cave'a, Toma Waitsa i Johny'ego Casha - mówi dziennikarz muzyczny Piotr Metz. Według niego śpiew i poetyka artysty to coś, czego nie da się udawać. - Na Marka Dyjaka wystarczy spojrzeć i mu wierzymy. To jest jego śpiewie, twórczości chyba najważniejsze - ocenia.

Szlak hańby

Był prawdziwym objawieniem festiwali studenckich, a po występach nie wrócił już do domu. Szybko wszedł środowiska artystyczne, swoją wrażliwość ukrywał za brawurą. Bawił się nocami po knajpach, ostro pił, lubił bójki.

- Pamiętam tę scenę, która mi pod powiekami hula. Wyryczał tę swoją pieśń i zakończył, że mimo wszystko on popełni samobójstwo. Z tą deklaracją wystąpił dość wcześnie - wspomina artysta plastyk Jarosław Koziara.

Koledzy wspominają, jak wyglądały wspólne wypady na miasto. - Oto klub Singer. Można powiedzieć: "przedsionek piekła" i powtórzyć za Dantem: "wszyscy, którzy tu wchodzicie, porzućcie wszelką nadzieję" - mówi aktor Dariusz Gnatowski. - Stąd zaczynał się z Markiem nasz szlak hańby - żartuje i pokazuje, którymi ulicami szli. - Jeszcze dwa podwórka i dwa piętra, i już łóżeczko mojej córki, w którym Marek potem sobie spał słodko - wspomina.

- To, że dało się tak przeżyć, to przede wszystkim brak odpowiedzialności. Podróż za jeden uśmiech - mówi ocenia dziś Marek Dyjak. - Wsiadałem w Krakowie [do pociągu] do Zielonej Góry i już we Wrocławiu ktoś mi podawał flaszkę. Jechałem dalej, ktoś inny mi w Opolu stawiał flaszkę. Za chwilę byłem już w Głogowie, a potem w Nowej Soli, czy w Zielonej Górze - opowiada artysta.

Handlarze samochodami, gangsterzy, cyganie z Pragi, pisarze, malarze, bankowcy... kumpli miał w każdym środowisku. Siebie samego nazywał "ekskluzywnym alkoholikiem, uprawiającym muzykę", "kolesiem, który pije za pieniądze możnych tego świata". - Możni tego świata to ludzie, którzy mają pieniądze - mówi i nie ukrywa, że wykorzystywał znajomości z takimi ludźmi, by po prostu się napić. - Wie pani, co robi młody alkoholik? Wykorzystuje. Nie będę ukrywał, że jak kogoś proszę, żeby mi nalał wódki czy podał piwo, to... to jest jasna sytuacja - przyznaje.

Opowieść o zmartwychwstaniu

Od pewnego momentu był zawsze pijany. Kolejne detoksy i pobyty na oddziałach szpitalnych nie pomagały. Pewnego dnia zarzucił pętle i powiesił się. Cudem go odratowano. Przestał pić, zaszył się na wsi, odciął od ludzi, nie występował. Tam odnalazła go dziennikarka "Polityki" Joanna Podgórska, która na rozmowie z artystą spędziła wiele godzin. - Wyszłam z tej rozmowy z poczuciem pewnego chaosu. Nie minęła godzina, kiedy ta cała historia ułożyła mi się w głowie w opowieść o zmartwychwstaniu - mówi Joanna Podgórska.

Po reportażu zrobił się sławny. Jego życie - i to, jak śpiewał - fascynowało. "Moje fado" było wielkim sukcesem. Potem trasa z Męskim Graniem, płyta z przebojami polskich wokalistek i ta ostatnia "Pierwszy Śnieg", wyprodukowana przez kompozytora i trębacza Jerzego Małka.

- Widziałem w Marku coś, czego ludzie uczą się latami. Coś, co ma za darmo. Od Boga. Ma ten dar, tę intuicję. Trudno powiedzieć, czy jest jazzmanem, czy jest poetą śpiewającym... on jest po prostu Dyjakiem - mówi Jerzy Małek.

Odpoczynek przed następną trasą

Po jednym z koncertów Marek Dyjak został na jakiś czas w Chełmie, urzeczony spokojem tego miasta. To tu zyskał nowych przyjaciół. Teraz na stałe mieszka w Chełmie. Między koncertami chętnie ucieka od ludzi, najchętniej nad Bug. Łowi ryby.

Od ośmiu lat nie pije. Próbuje normalnie żyć. Kupił mieszkanie na kredyt. Uczy się prostych rzeczy. Po serii koncertów całej Polsce promujących najnowszą płytę "Pierwszy śnieg" przyszedł w końcu czas na chwilę odpoczynku. Usłyszeć go będzie można dopiero na letnich festiwalach poezji. W kolejną trasę ruszy jesienią.

podziel się:

Pozostałe wiadomości