Skaldowie! „Życie nam powie, kiedy zejść ze sceny”

TVN UWAGA! 297041
Skaldowie to jeden z najpopularniejszych zespołów bigbeatowych lat 60 i 70 tych. Ich przeboje doskonale przetrwały próbę czasu, a na koncerty przychodzą już trzy pokolenia. - Na pewno jesteśmy zmęczeni fizycznie, nie mamy po 20 lat. Ale jak wchodzimy na scenę, to wstępuje w nas energia. Widzimy przed sobą młodzież i czujemy się tak, jak wtedy, kiedy te utwory powstały – mówi Andrzej Zieliński.

"Prekursorzy"

- To moi idole, miłość od pierwszego wejrzenia. Oni są artystami zawsze. Mają to „coś”. Dla mnie to jest szlachta – mówi o Skaldach Marek Piekarczyk.

Skaldowie – jeden z najpopularniejszych zespołów bigbeatowych lat 60 i 70 tych, na scenie grają już dla trzech pokoleń. Wylansowali ponad 300 utworów. Mogą pochwalić się ciekawymi aranżacjami i niebanalnymi melodiami. Przeboje takie jak „Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał”, „Kulig” czy „Prześliczna wiolonczelistka” do tej pory nuci cała Polska.

- Gdy zakładaliśmy zespół, nie myśleliśmy, że to potrwa tak długo. Wtedy byliśmy studentami w akademii muzycznej. Traktowaliśmy bardzo poważnie studia, a zespół był jak odskocznia. Myśleliśmy, że dwa, trzy lata potrwa i naturalną śmiercią zejdzie – mówi Jacek Zieliński.

Tymczasem grają od blisko 55 lat, praktycznie w niezmienionym składzie. Jan Budziaszek- perkusja, Jerzy Tarsiński - gitara, Grzegorz Górkiewicz – klawisze, Konrad Ratyński - gitara basowa oraz bracia Zielińscy – Jacek, główny wokalista i skrzypek oraz Andrzej – pianista i kompozytor. To właśnie z inicjatywy braci Zielińskich latem 1965 roku w Krakowie powstali Skaldowie.

- Skaldowie byli prekursorami. Grali muzykę zupełnie inną niż cała reszta. Andrzej wplatał elementy klasyki i to ich wyróżniało – mówi Maryla Rodowicz.

"Polscy Beatlesi"

Lata 60 i 70 to okres, w którym powstało najwięcej przebojów.

- Najbardziej ulubionym instrumentem jest mój 100-letni fortepian, który mi towarzyszy od dzieciństwa. Skomponowałem na nim prawie wszystkie utwory, które zagraliśmy ze Skaldami - mówi Andrzej Zieliński i dodaje: - Moje pierwsze piosenki były pisane po to, żeby się spodobały dziewczynom. Teksty były bardzo romantyczne, dedykowane dziewczynom. I tak zostało już na lata.

Skaldowie wygrywali festiwale, zdobywali tony nagród i wyróżnień, wyjeżdżali w trasy koncertowe ze granicę. Grali między innymi w ZSRR, wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych.

- Starsza Polonia to się dziwiła, że wyglądamy jak Beatlesi. Myśleli, że przyjedziemy w strojach krakowskich lub ludowych, a przyjeżdżali chłopcy, którzy niewiele różnili się wyglądem od zespołów, które występowały w Ameryce – dodaje Andrzej Zieliński.

"Dinozaury"

W 1981 zespół wyjechał w kolejną trasę koncertową do USA. Tam zastała ich informacja o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Lider zespołu Andrzej Zieliński zdecydował pozostać w Stanach, zaś pozostali członkowie wrócili do kraju. Zespół był zmuszony zawiesić działalność. Reaktywowali się sześć lat później.

- Czekaliśmy, bo jak grać koncerty bez lidera. Tylko on przedłużał powrót, więc zdecydowaliśmy się reaktywować zespół. Bo czemu mamy nie grać, skoro wszyscy jesteśmy na miejscu w Polsce. Pamiętam były takie koncert „Powrót dinozaurów na scenę” . Jak sobie pomyślę, że w 1987 roku nazywali nas dinozaurami, to dzisiaj jakieś skamieliny jesteśmy. Chociaż wcale się tak nie czuję – śmieje się Jacek Zieliński.

Panowie pomimo upływu lat nadal koncertują, a swoją pasją zarażają kolejne pokolenia. Cala rodzina Jacka Zielińskiego jest uzdolniona muzycznie, a syn Bogumił i wnuk Wojtek grają również w Skaldach.

- Na pewno jesteśmy zmęczeni fizycznie, nie mamy pd 20 lat. Ale jak wchodzimy na scenę, to wstępuje w nas energia. Widzimy przed sobą młodzież i czujemy się tak jak wtedy, kiedy te utwory powstały. Życie nam powie, kiedy należy zejść ze sceny – mówi Andrzej Zieliński.

podziel się:

Pozostałe wiadomości